Punkt wyjścia

Stan, w jakim znajduje się Naród, kres ku któremu ewoluuje jest już dziś dosyć wyrazisty.

Wykład teorii rozwoju zewnętrznego Polski na łamach „Zadrugi” był niczym innym, jak tylko uporządkowaniem myślowym tego rozwoju, ubraniem go w szatę terminów i pojęć.

Zrozumianą i przyjętą może ona być tylko przez niektórych.

Odrzucenie sugestii kokociej umysłowości, a wraz z nią i mgły taniego, murzyńskiego optymizmu, jest udziałem tylko tych, którzy wyrastają z gleby etnicznej polskiej.

Falę dławiącej recydywy saskiej, dostrzegają tylko ci, którym obcy jest panoszący się typ duchowy, systematycznie wyniszczający substancję polskości.

I tylko w ich szeregach zrodzić się może wizja polski prawdziwej, najbardziej obcej temu wszystkiemu, co dziś, panująca międzynarodówka, wrzaskliwie nam jako „najbardziej polskie” zaleca.

Im bardziej natężenie recydywy saskiej rośnie, im radośniejsze są okrzyki skastrowanych duchowo mas, tym wyraziściej widzimy ogromny dystans, który nas od panoszącego się typu duchowego dzieli.

Każdy system światopoglądowy, opiera się na apriorycznym założeniu, określającym sens istnienia człowieka i stosunku do tak, lub inaczej pojmowanego absolutu. Z tej zasady dedukuje się wszystkie twierdzenia, stanowiące szkielet danego typu kultury.

Ta fundamentalna zasada, na której wznosi się typ personalistycznej kultury, z gruntu jest nam obca; nie dość na tym; obcość jej uświadamiamy sobie z przejmującą wyrazistością, dlatego, iż posiadamy własną, rodzimą zasadę fundamentalną, którą określamy jako zadrużną postawę wobec bytu. Z niej dedukujemy światopogląd zadrużny, biegunowo sprzeczny z tym wszystkim, co nazwę światopoglądu katolickiego nosi.

Zadrużna postawa wobec bytu, z niej wykwitający polski, zadrużny nacjonalizm, jest tym najwyższym dobrem, które ocalało z wiekowego tępienia polskości. Wielowiekowa praca niszczycielska, dokonywana w żywym ciele Narodu w tym jednym punkcie zawiodła.

Posiadamy mocny grunt, na którym oprzemy gmach nacjonalizmu polskiego. Stoi przed nami olbrzymie zadanie przekształcenia zadrużnej postawy wobec bytu w zwarty system światopoglądowy. W dziele tym, nie możemy oprzeć się na żadnym prawie dorobku przeszłości. To, co dały ubiegłe pokolenia jest tak mizerne, tak zdegenerowane przez zasięgi aktualnego typu kulturalnego, iż jedynie racjonalnym podejściem będzie liczenie na własne siły. Tak jak i przy tworzeniu „teorii rozwoju wewnętrznego Polski”, skazani jesteśmy na to tylko, co potrafimy wytężeniem własnym intelektów dokonać. Konsekwencją tego będzie odrzucenie wszelkich autorytetów. Prawdziwe może być tylko to, co z naszym pojmowaniem sensu istnienia, naszym patrzeniem na świat jest zgodne. Nasz nacjonalizm musi być wolny od naleciałości zewnętrznych, a w szczególności od tradycji kilku ostatnich wieków naszej historii.

Mniej zorientowanym, może nasunąć się wątpliwość, czy aby zerwanie z kilkuwiekową tradycją narodu, da się pogodzić z istotą nowoczesnego nacjonalizmu, skoro się zważy, iż właśnie w historii, w potoku życia płynącym przez cały czas, tkwią jego zasadnicze przesłanki. Wątpliwość ta byłaby uzasadnioną, gdyby historia kilku ostatnich naszych wieków była naprawdę polską. Polskimi były tylko wąsy, karabele, język, folklor i masa biologiczna. To co jest istotne w polskości, było zepchnięte w głąb, i dziś dopiero w zadrużnej postawie wobec bytu, szuka dróg do wydobycia się na zewnątrz, do stania się zasadą polskiej, nie z imienia tylko, kultury. Z tradycji epoki saskiej, i tej nowszej, recydywy saskiej, przejąć musimy linię degradacji, upiory, którymi jest ona naszpikowana, kładące wszystkiemu ostateczny kres. Jest to brzemię, od którego uchylić się nie możemy. Wolno nam natomiast rzucić przekleństwo spodlonym masom naszych przodków, którzy takie dziedzictwo nam przekazują. Nie dotyczy to oczywiście tych niezliczonych milionów, których życie było straszliwą męką konania, dławieniem się najczęściej nieuświadomionym w trującej atmosferze małości.

Nasz światopogląd, wysnuty z zadrużnej postawy wobec bytu, nie może mieć punktów stycznych z tym, co zwiemy polską ideologią grupy.

Nowy typ kultury musi się rozpocząć z całkiem nowego wątku. Postawa zadrużna wobec bytu polega na tym, iż sens życia indywidualnego upatruje w wytężonym, heroicznym życiu, w którym cel zasadniczy znajduje się poza człowiekiem. Życie jednostki posiada uzasadnienie tylko o tyle, o ile przyczynia się ono do przyrostu władztwa życia nad nieżyciem. Człowiek jako osoba nie może być celem, lecz może nim być wielkość narodu, jego rosnąca twórczość i potęga. Jest to coś, co nie prędko trafi do przekonania umysłów, skastrowanych przez personalistyczny typ kultury.

Wierzymy mocno, iż nasze życie nie może polegać na rejestrowaniu wrażeń przyjemnych i przykrych, na wzruszeniach jakie daje konsumpcja dorobku kultury, na zabiegach wokół zbawienia „duszy” itp. Gdyby nasze „ja”, pojmowane docześnie, lub „wieczyście” miało być celem, nie warto byłoby żyć, powtarzać czynności, które dokonywały w równie bezmyślny i przeraźliwie nudny sposób, szeregi naszych przodków. Jesteśmy najdalsi od rezygnacji. W rytmie naszych przeżyć słyszymy wyraźną nutę, która rozpędza upiorne mgły obezwładniającej nędzy personalizmu. Wyraźnie czujemy, iż przez nasze osobowości płynie potężny strumień radosnego życia, iż jesteśmy tylko etapem ku czemuś, co jest nieskończenie ważniejsze. Jeśli wszechświat jest wielką myślą, to heroiczne życie jest drogą do odczytywania tej myśli, drogą wytężenia, mocy i ekstazy. Świadomość, iż własnym istnieniem, napiętym wysiłkiem woli, myśli i mięśni można uczestniczyć w wielkim dziele stwarzania mocy, posunąć ten proces o milimetr na skali wszechświata, jest najwyższym szczęściem i jedyną zapłatą dla jednostki.

Impulsy te żyją w nas, dążą do wyładowania, są nakazem postępowania, uzasadniającym indywidualne istnienie. Gdzie indziej ten z głębi naszego istnienia wyrastający popęd nazwaliśmy „impulsem twórczości”. Uważamy go za istotny oznacznik człowieczeństwa. Człowiek w którego osobowości ten popęd nie istnieje, nie jest właściwie człowiekiem, należy do chybionych tworów. To samo tyczy całych grup i kultur przez nie wytworzonych.

Uważamy, iż impuls twórczości jest jedynym czynnikiem dziejotwórczym. Wszystko, co dzieje rodu ludzkiego mają w sobie wielkiego, to wszystko wyrosło z ponad personalistycznego, heroicznego ustosunkowania się człowieka do bytu. Tam, gdzie ta postawa nie doszła do głosu, tam mamy bezdzieje i pogodę nędzy, wegetacji.

Impuls twórczości jest siłą motoryczną, ciążeniem natury ludzkiej w pewnym kierunku. Twórczość zaś powstać może tylko wówczas, gdy różnorodne elementy składające się na istotę ludzką i jego środowisko zostaną złączone w określonej syntezie. Sam przez się impuls twórczości jest podobny do siły gazów, spalającej się benzyny, lub energii wodospadu, które bez wprzęgnięcia w odpowiednią aparaturę, je wyzyskującą i przetwarzającą w pewien sposób, ulec muszą wyniszczeniu. Rolę silnika w spożytkowaniu siły zapalającej się benzyny, w odniesieniu do impulsu twórczości, odgrywa mit grupowy.

Czymże więc jest mit grupowy? Jest on taką organizacją świata wyobrażeń i pojęć „przeciętnej społecznej”, dzięki której szary członek grupy, w każdej chwili wie, gdzie znajduje się jego miejsce, wie w jaki sposób ma dokonywać swoje czynności codzienne, by pomiędzy najwyższymi celami i ideałami, wyrosłymi z jego heroicznego ustosunkowania się do bytu, a tymi najbardziej szarymi czynnościami codziennymi, istniała najściślejsze powiązanie.

W tak pojętym micie, impuls twórczości, wywierający nacisk od wewnątrz na psychikę człowieka, organizuje miliony jednostek licznych pokoleń, nastawia ich życie duchowe i materialne pod kątem, dzięki czemu powstaje potężny rytm twórczości zbiorowej, ów fundament każdej wielkiej epoki cywilizacji.

Stąd też zagadnienie mitu stać się musi centralnym problemem zainteresowań teoretycznym, jeśli chodzi o nacjonalizm zadrużny.

Impuls twórczości, żyjący w podświadomości milionów Polaków, musi być wyzwolony, by stać się następnie fundamentem mitu zadrużnego, polskiego nacjonalizmu.

Trzeba pamiętać o tym, iż w dziejach rodu ludzkiego wielki mit grupowy, któryby dał w wyniku wielką twórczość, jest wyjątkowym zdarzeniem. Nic dziwnego: człowiek obdarzony impulsem twórczości, jest elementem zasadniczym mitu, lecz do tego, by zaistniała całkowita, zdolna do życia synteza, muszą być włączone i inne jeszcze elementy. A więc najpierw, jest nie do pomyślenia istnienie jakiejś izolowanej jednostki. Widzimy ją zawsze jako produkt grupy. Grupa stwarza typ przeciętnej społecznej poprzez mechanizm ideologii grupy, którymi są: religia, system wychowawczy i jego ideały, idee ogólne, treść świadomości grupy o swej istocie, język, filozofia, sztuka, nauka, urządzenia państwowe, system gospodarczy. Z drugiej zaś strony sama grupa od jej strony fizycznej jest produktem rozwoju historycznego, a oprócz tego warunków geofizycznych i geopolitycznych, które odbijają swoje piętno na ustroju państwowym i gospodarczym.

Innymi słowy żywy mit zaistnieć może tylko w wypadku spełnienia bardzo licznych warunków.

Istnieją tu zasadnicze prawidłowości, które muszą być poznane. Twórczość człowieka jest zawsze zespoleniem podstawowej siły motorycznej, jaką jest impuls twórczości i środowiska bio-fizycznego, w którym ten impuls przebiega.

Przed tę fazą prac stoimy dzisiaj. Wnikliwa analiza życia polskiego, pozwoli nam na wydzielenie tych elementów, które wejdą do konstrukcji mitu polskiego. Dzięki „teorii rozwoju wewnętrznego Polski”, możemy już dziś określić co w tym micie znaleźć się nie może. Poprzez eliminację balastu, przybliżyliśmy się do dzieła od strony pozytywnej.

W kierunku stworzenia syntezy mitu polskiego, zadrużnego, winny być odtąd nastawione nasza myśl i wola. Mamy do dokonania zadanie, przewyższające ogromem wszystko to, co dotychczas naród polski w swej historii stworzył.

R. Sercewicz (Jan Stachniuk)

Brak komentarzy: