Złudzenia Polakatolika



Rozwój wewnętrzny Polski od przełomowego końca XVI wieku charakteryzuje się postępującą degradacją narodu, znaczoną od czasu do czasu plamami szczególnie dotkliwych klęsk. W obliczu takiej klęski ujrzał się polakatolik w sierpniu 1980. Ruina gospodarcza, potworne zadłużenie, nieudolna, zakłamana i skorumpowana od góry do dołu władza- oto stan, którego grozę ujawnił całemu światu wybuch robotniczego gniewu w Gdańsku w lecie 1980r. I oto rozlała się szeroką falą ogólnonarodowa dyskusja nad tym, kto winien, gdzie przyczyna, że państwo, zaciągnąwszy pożyczki w 400- stu bankach świata na sumę 24 miliardy dolarów, wprowadza, ono jedno w świecie, w 35 lat po upływie wojny, kartki na żywność, na mydło, na artykuły pierwszej potrzeby. Z powodzi artykułów prasowych na ten temat wypływa z rażącą jednostajnością jedna i ta sama konkluzja:


  1. Popełniono błędy w rządzeniu Polską.

  2. Popełniono wypaczenia systemowe i strukturalne w rządzeniu


Nie jest mi znany żaden głos publiczny, któryby degrengoladę Polski roku 1980 ujmował inaczej niż w kategoriach błędów i wypaczeń. Błędy i wypaczenia to żelazny repertuar każdego polakatolika, gdy tylko wypowiada się on o którymkolwiek okresie swoich dziejów. Rozważania o upadku I Rzeczpospolitej streszcza jeden z pisarzy w ten oto sposób, wiernie trzymając się utartego szablonu: „Wewnątrz nagromadziło się tyle błędów politycznych, tyle grzechów społecznych, tyle zaniedbania ekonomicznego, tyle bezrządu, tyle słabości, tyle wadliwych urządzeń, że i słabemu sąsiadowi Polska nie byłaby przy końcu mogła stawić czoła.” (Stanisław Koźmian) Tym samym szablonem błędów i wypaczeń operują dzisiejsze, większe czy mniejsze autorytety w sprawach polskich. Popełniłem raz kiedyś paradoks i napisałem o inteligencie polskim, że wie on najmniej o tym, co to jest życie polskie, dokąd się ono toczy i mocą, jakich sił. Spróbuje uzasadnić ten paradoks w dalszym ciągu mych wywodów.

Zacznijmy od pytania:, co to jest błąd?. Błędy popełniają ludzie, Błąd może być wynikiem nienależytej rozwagi, nieporozumienia, złej informacji, mylnej przesłanki, zaślepienia afektem i ttp motywacji, które sprawiają, że w jakimś szczególnym wypadku postąpiliśmy nie tak, jak zwykliśmy postępować, że odchyliliśmy się od własnej normy, od tego, co normalne, stałe, typowe dna naszego zachowania się życiowego. Nie będzie błędem to, co w naszym zachowaniu się powtarza stale, i jest zgodne z nasza postawą życiową.

To samo, co o błędzie można powiedzieć o wypaczeniu. Zarówno błąd jak i wypaczenie może powstawać tylko tam, gdzie istnieje prawidłowość inna w swym charakterze niż to, co określamy jako błędne i wypaczone. Gdy zatem w roku 1980 jeden, drugi, piaty i pięćdziesiąty aton publicznie piętnuje byłą ekipę rządzącą za takie „błędy” i „wypaczenia” jak megalomania, sobiepaństwo, bezprawie, próżniactwo, niegospodarności, protekcjonizm, postawa konsumpcyjna, mentalność ‘właścicieli Polski Ludowej”, a w konsekwencji narzucenie narodowi odpowiadającego tej ekipie systemu rządzenia- to zapytać się godzi, od jakich norm i zachowań, kultywowanych w zbiorowości polakatolickiej odeszli byli prominenci, popełniający błędy i wypaczenia?. Z obrazą, jakich to tradycji, zwyczajów i obyczajów zmontowali kosztem zniewolonego społeczeństwa system nadkonsumpcji dla rozległego aparatu niekontrolowanej przez to społeczeństwo władzy?



Nie odeszli wszak od niepisanych norm, zwyczajów i obyczajów, panujących w życiu PRL od samego początku jej istnienia. Jeśli chodzi o stosunek do własnego państwa, to różnice jedynie ilościowe a nie jakościowe dzieliły „właścicieli Polski Ludowej” od sejmowych suwerenów II Rzeczypospolitej, o których w roku 1926 pisał Ignacy Daszyński;

„przy każdym telefonie sejmowym siedzą równoczenśnie dziesiątki posłów, telefonujących do wszelkich możliwych i niemożliwych biur i urzędów. Tysiące razy zachodzą posłowie do biur ministrów, wojewodów, starostów i wszelkich urzędników, aby interweniować! Co to znaczy? To znaczy, że popierają swoim wpływem, swoimi informacjami, swoimi argumentami sprawy tysięcy i tysięcy prywatnych ludzi, którzy ich o to proszą”


Rozpoczynając swój zamach stanu Józef Piłsudski powiedział: „nie może być w państwie-, gdy nie chce ono iść ku zgubie za dużo nieprawości.” Po dokonanym zamachu stanu wyjaśnił, że walkę partyjnictwu wydał nie po to, by Polską miały rządzić prawica czy lewica. Oto jego słowa: „I zdaniem moim, kwestia, postawiona zarówno przezemnie jak i przez życie, Ne na tym polega. Polega one przede wszystkim na zdolności państwa karania wykroczeń i nadużyć- specjalnie pieniężnych, tak, aby Polska przestała być śmieszna w świecie, oraz na tworzeniu warunków, umożliwiających wyjście z marazmu, do którego doprowadza metoda pracy państwowej w Polsce.”

To żaden błąd, to żadne wypaczenie, ów marazm w narodzie, który wreszcie wyrwał się z wiekowej niewoli, ów marazm w kraju, gdzie „ (…) każdy szczegół wola o reformę, każdy kilometr ziemi woła o zorganizowana prace, a każdy dzień protestuje przeciwko wszelakiemu opóźnieniu i bezwładowi”. (Eugeniusz Kwiatkowski)


Słowa wypowiedziane przez Józefa Piłsudskiego w 1926 roku zachowały w pełni swą aktualność w roku 1980. Zmieniły się warunki, człowiek- polakatolik- pozostał ten sam. Pomajowa sanacja, czyli odnowa niczego w zasadzie nie zmieniła. Jeden z badaczy stosunków w II RP napisał: „ Zbudowany dla służby odrodzonej ojczyźnie i społeczeństwu aparat publiczny stawał się w Polsce stopniowo celem samy w sobie (…). Dotkliwym brakiem, powszechnym w urzędach polskich, a w szczególności w urzędach centralnych- była nieznajomość zasad organizacji pracy i umiejętności rozłożenia czasu. Chaos panował w wielu urzędach, chaos wytwarzały w społeczeństwie dokoła siebie. Mimo słusznego w zasadzie pilnowania przez premiera godzin urzędowania- jako podstawy porządku- nikt nigdy nie był do uchwycenia w biurze gdzie pracował. Nikt nigdy nic w ustalonym czasie nie wykonał.” (Julian Suski)

Obraz niewątpliwie przejaskrawiony, niemniej w zasadzie prawdziwy. Na Polesiu, na wsi białoruskiej, gdy ktoś komuś szczególnie źle życzył, mówił „ kab ty pa polskim urzendam chadził.”

I Znowu nasuwa się porównanie: Aparat administracyjno- rządowy z lat trzydziestych i aparat partyjno- rządowy z lat siedemdziesiątych. Nie da się zaprzeczyć, że objawy i tendencje życia zbiorowego polakatolików w I Rzplitej, tak znamienne dla epoki saskiej raptownie odżyły w całej swej złowrogiej wymowie w II- giej Rzplitej i że, mimo perturbacji spowodowanych ingerencją obcą, dominują w obrazie życia III- ciej Rzplitej, czyli Polski Ludowej. Uprawnionym w świetle powyższego byłby wniosek, że w dziejach skatoliczonego narodu ogólna kierunkowa jego rozwoju nie wykazuje jakichś trwalszych odchyleń, jakichś błędów i wypaczeń, a przeciwnie, ma w sobie smutną, ponurą prawidłowość.

Prawidłowym i ciągłym poprzez pokolenia obrazem życia naszego, jest megalomania, nieróbstwo, niegospodarność, prywata, chaotyczność, prowadząca do wszelkiego rodzaju nadużyć postawa konsumpcyjna. Logiczne następstwo tego wszystkiego, to, że Polska wciąż jest śmieszna w świecie, wciąż permanentnie biedna lub wręcz żebracka, ze wciąż jest przedmiotem litości, lekceważenia, pogardy w oczach obcych, opinii o nas, wypowiedzianych przez takie autorytety, jak Fryderyk II Wielki, napoleon i Winston Churchill nie należy chować pod korcem. Fryderyk II napisał: „ Polacy są próżni i wyniośli w szczęściu, poniżającym się w nieszczęściu; zdolni do największej nikczemności, gdy chodzi o zdobycie pieniędzy, a gdy je otrzymają, wówczas wnet wyrzucają je oknami; lekkomyślni, nie mają ani sądu ani zdania, zdolni bez uzasadnienia przyłączyć się do stronnictwa i opuścić je, mogą wskutek niekonsekwencji w swym postępowaniu wmieszać się w najgorsze sprawy. Mają wprawdzie prawa, ale nikt ich nie przestrzega skutkiem braku władzy wykonawczej. Rozum w tym królestwie popadł w zależność od niewiast; kobiety intrygują i rozstrzygają o wszystkim, podczas gdy ich mężowie hołdują pijaństwu”

Napoleonowi, który nie tylko znał Ruihiere`a, lecz umiał też zaśpiewać piosenkę o Wandzie, co nie chciała Niemca, przypisuje się następujący sąd o Polakach, co, do których publicznie raz oświadczył, że obaczy, czy są godni być narodem!: „Polak jest urodzonym próżniakiem, role wielkiego pana. W jego fantazji wiele marzeń, którą on bierze za istną rzeczywistość. Kocha wolość, ale nigdy jej mieć nie będzie, bo u niego każdy chce rządzić i nikt bez bagnetu lub knuta nie pojmie posłuszeństwa, które szczególnie lud wolny rządowi swemu okazywać powinien. Polak nie ma wytrwałości, zaczyna wszystko, niczego nie skończy; w najlepszym swym położeniu ledwie parę lat szczęśliwy”

Wreszcie o Polakach, współcześnie żyjących tak wypowiedział się, Winston Churchill: „ Historia Europy ma swoja tragiczną tajemnice, właśnie Polaków, którzy indywidualnie są zdolni do heroizmu u posiadają cnoty waleczności i wdzięku, a którzy wykazują w swym życiu państwowym niedostatki nieuleczalne. Wspaniali w rewolcie i w czasie klęski, staja się nikczemni i nędzni w chwili zwycięstwa. Odważni z odważnych, są częstokroć kierowani przez podłych pomiędzy najpodlejszych ….. Będę miał sposobność mówić o Polaka, o bankructwie ich przygotowań i planów wojennych, o arogancji i błędach ich polityki, o straszliwych rzeziach i nieszczęściach, na które zostali skazani przez wariactwa swej polityki.”


Powyższe sądy wielkich znawców ludzi przyjąć trzeba za słuszne, z tym jednak zastrzeżeniem, ze dotyczą narodu skatoliczonego. Nikt dotąd nie podważył stwierdzenia Aleksandra Brucknera, ze panujący w I Rzplitej katolicki system wychowawczy wychowywał nie Polaków, lecz łacinników, nie obywateli, lecz katolików. Nikt tez rozsądny nie podważy smutnej prawdy, że wyhodowany w I Rzplitej typ polakatolika przetrwał okres niewoli, nie wyzbył się żadnej ze swych złowróżbnych cech i ujawnił je z całą swoboda w II Rzplitej. W III Rzplitej, w Polsce Ludowej, ten sam typ znaczy swą obecnością zarówno w ekipach rządzących, jak i w masach rządzonych. O charakterze narodowym napisano już w Polsce mnóstwo. Napisano, ale w tym pisaniu obowiązuje niepisane prawo: ujemnych cech charakteru narodowego nie wolno łączyć z katolicyzmem, z kulturą katolicką. Jak zaś wolno i trzeba o nich pisać, niechaj posłuży za wzór profesorska enuncjacja znanego socjologa:


„Otóż ten charakter narodowy kształtował się na przestrzeni ostatnich stu piędziesięciu lat, w okresie rozbiorów, braku własnego państwa, braku własnego normalnego życia politycznego, stałej walki nielegalnymi metodami i środkami o byt narodowy. W tych warunkach wytworzyły się postawy zasadniczej podejrzliwości wobec rządów, bo były to obce rządy zaborcze, traktowanie łamanie prawa jako czynu patriotycznego, bo było to prawo obce, skłonności do indywidualizmu i anarchii”

Mamy tu graniczący z groteską przykład zamazywania katolickiego rozwodu psychiki polakatolika. Dwa zdania- a cztery bajki. Bajka nr 1- ze charakter narodu kształtował się dopiero w okresie rozbiorów. Bajka nr2- że zasadniczą podejżliwosć wobec rządów /skądinąd znamy ją jako strach przed absolutum dominum/ wyrobił w sobie polakatolik dopiero w niewoli. Bajka nr3- że dopiero niewola nauczyła polakatolika łamania praw. Bajka nr4- że anarchistą i warchołem stał się polakatolik dopiero w niewoli.

O charakterze narodowym napisał też nie tak dawno Aleksander Bochenski, a napisał rzecz równie zdumiewającą, co wyżej cytowany profesor. Podczas gdy ten ostatni nie dostrzegał żadnego związku pomiędzy arcykatolicka epoką saską a charakterem narodowym, to publicysta przedwojenny szermierz kolonialnego imperium Polski nie widzi potrzeby by zastanawiania się nad wpływem katolicyzmu na psychikę polska, i w to rozważaniach o tej właśnie psychice, a nie, na przykładem, o psychice Samojedów. Pisze w pracy Pt; „ rzecz o psychice narodu Polskiego”,: „ Rzecz prosta, historia kościoła katolickiego w Polsce ani też jego wpływ na postawy ludności nie są przedmiotem moich rozważań. Nie będę, więc przypominał roli, jaką odegrał w utrzymaniu mowy ojczystej, podczas zaborów, ani też jego działalności w zakresie etyki i obyczajów. (…) Ale poza prymasem Poniatowskim w latach 1768- 1794 Kościół postawy produkcyjnej nie popierał.”

Nie popierał. I tylko tyle można usłyszeć z ust polakatolika, gdy wypowie się czasem pragmatycznie, lekko krytycznie o katolicyzmie, o swoim mateczniku duchowym.

Zmowę milczenia na punkcie równania: katolicyzm = charakter narodowy = upadek Polski ilustruje ostatnio zupełny brak reakcji na publiczne postawienie problemu niższości cywilizacyjnej katolicyzmu. Poruszyła ten problem w roku 1977 „Polityka”, poczytne pismo o nakładzie 400.000 Egzemplarzy, w artykule Kazimierza Koźniewskiego :”Kim był Jan Stachniuk” Redakcja otrzymała paczkę listów od zadrużan, ze strony katolickiej nikt się nie odezwał. Wróćmy jednak do właściwego tematu. Po sierpniu 1980 rozległo się po całym kraju hasło „odnowa”. Dochodzące do głosu po każdej klęsce narodowej plemię reformatorów, naprawiaczy, sanatorów, i odnawiaczy owładnęło uwagą opinii publicznej. Czegoż chce naprawiać posierpniowi ? Chcą rzeczy zupełnie nie istotnej, bo systemowych, ustrojowych gwarancji, że tzw., błędy i wypaczenia nie powtórzą się. Naiwna wiara w zbawcza moc przepisu prawnego, takiej czy innej reorganizacji, takich czy innych zmian instytucjonalnych, strukturalnych, systemowych- jest wspólna dla wszystkich poczynań reformistycznych w naszej historii.

Każdorazowy naprawiacz nie jest na tyle ślepy by nie widział, że prawo w Polsce nigdy nie było należycie przestrzegane, jednak wierzy, że właśnie dopiero od niego, od jego reform począwszy będzie pod tym względem inaczej, lepiej. I nigdy nie pojmie, że istota zagadnienia, tj. uzdrowienia Polski nie leży w takich czy innych posunięciach prawno- administracyjnych. Nie ma doń przystępu prawda, ze radykalnych ciec ozdrowieńczych wymaga w Polsce nie ustrój, lecz system kulturowy, który produkuje typ ludzki, ten sam, co dawniej kaparzył w niby feudalizmie, potem w niby kapitalizmie, a dzisiaj kaparzy w niby socjalizmie. Każdorazowy reformator, sanator, odnawiacz- to przecież polakatolik, produkt duchowy, panującej w Polsce monopolistycznie kultury katolickiej. Socjologia prawo absolutu świadomości narodowej sprawa, ze naczelne wartości tej kultury, te, które formują psychikę polakatolka, są w jego oczach poza wszelką krytyką. Winą, przeto za swoje żałosne bytowanie polakatolik obarczy wszystko i wszystkich, tylko nie siebie samego. Świetną, niepodważalną charakterystykę polakatolika dał Jan Stachniuk. Typ ludzki, nad którym już Julian Ursyn Niemcewicz biadał, ze odznacza się „niepojętną do pracy odraza”, posiada według Stachniuka następujące cechy:

  1. Wzgarda dzieła (nihilizm)

  2. Kult nagiej egzystencji (personalizm)

  3. Bierna dobroć nagich egzystencji (wszechmiłość)

  4. Bezodpowiedzialnym konsumpcjonizm (hedonizm)

  5. Jałowy moralizm.


Polakatolik lubi moralizm i lubi być moralizowany. Jałowość tego zajęcia ujął celnie krakowski publicysta Ludwik Dębicki: „nie ma narodu, któryby był więcej moralizowanym, a z mniejszym skutkiem, jak naród polski.”


Słowa, wypowiedziane przed wielu dziesiątkami lat, nie straciły na swej aktualności dzisiaj, gdy powtarzamy na tzw. „pracę ideowo- wychowawczą” prowadzoną przez młodzież zwłaszcza). Przez aktualnych odnawiaczy. Polska wciąż stoi przed zadaniem, wciąż przez każdorazowych odnawiaczy niedostrzeganym, radykalnej przebudowy swej kultury. W roku 1938 pisał w „Pionie” Ferdynand Goetel: „Każdy naród, który chce żyć i zachować samodzielność, musi być zdolny do wszystkiego, co go prowadzi naprzód w historycznym rozwoju. Jeżeli przeszkadzają mu w tym pewne przyrodzone właściwości, musi je wytępić. Nie ma, nie może być żadnych cech niezmiennych, żadnych nienaruszalnych właściwości u Polaków!. Prawo przemiany narodowego Charakteru jest oczywistym współczynnikiem prawa postępu. Nowoczesnymi dziejami świata rządzi ono silniej, niż zwykło rządzić kiedykolwiek. Negując je, skazujemy naród nasz na wegetację,”


Dzieło rewolucji w świadomości Polaków zapoczątkował Jan Stachniuk. On ukazał, co i dlaczego w kulturze narodu ma być, jako chorobotwórcza narośl zniszczone, a co w duszy polskiej winno być kultywowane. Zniszczona ma być katolicka wspakultura, wydobyte ma być na wierzch w świadomości każdego Polaka- jego człowieczeństwo w szacie rodzimej, słowiańskiej, polskiej..

Antoni Wacyk - teksy- Pismo - TRYGŁAW