Ostatnie dni starej Europy




Ostatnie dni Europy – to sformułowanie wymaga kilku słów wyjaśnień. Z tego co wiemy
nie grozi nam wybuch wulkanu, który w ciągu nocy pogrzebałby cały kontynent jak Pompeje.
Istnieje wprawdzie niebezpieczeństwo związane z podnoszącym się poziomem wód w oceanach
i możliwością zatopienia przybrzeżnych miast, nie jest to jednak zagrożenie, o którym będziemy
pisać. Z pozoru wszystko wydaje się normalne, nawet atrakcyjne. Ale Europę jaką znamy niechybnie czekają przemiany prawdopodobnie za sprawą licznych czynników demograficzno kulturowych. Wziąwszy pod uwagę kurczącą się populację możliwe, że Europa, a w każdym razie spore jej obszary, przemieni się w kulturowy park rozrywki, swoisty Disneyland, wyrafinowaną atrakcję dla zamożnych turystów z Chin i Indii. Będzie to Europa przewodników turystycznych, gondolierów i tłumaczy: „Panie i panowie, właśnie odwiedzacie miejsca wysoko rozwiniętej cywilizacji, która niegdyś wiodła w świecie prym. To ona przyniosła nam wielkich naukowców, myślicieli, odkrywców, badaczy, muzyków i wielkich dowódców”. Scenariusz ten może się na razie wydawać nieco wydumany, ale biorąc pod uwagę obecne tendencje, jest to możliwość, której nie da się wykluczyć.

Możliwe również, że rozwiązawszy w ten czy inny sposób wewnętrzne problemy społeczne, mogąc ponownie konkurować na arenie światowych zmagań, Europa odnajdzie własne miejsce w nowym porządku świata, który prawdopodobnie nastanie. Jest to najbardziej optymistyczny scenariusz, ale niewykluczone również, że ogólny schyłek i regres będą postępowały, i nawet przybiorą na sile, a w wyniku napływu fali masowej imigracji warunki w Europie mogą stać się podobne do tych, jakie panują w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. Niemożliwe jest raczej, aby dwudziesty pierwszy wiek należał do Europy. Pojawił się ostrzegawczy sygnał demograficzny. Europa nie rozmnaża się – orzekli eksperci w późnych latach osiemdziesiątych. Lecz tamtych ostrzeżeń władze nie potraktowały poważnie, ponieważ odnosiły się do długotrwałych tendencji, a rządy w Europie wybierano jedynie na kilka lat. Społeczeństwo
również nie poświęcało tej sprawie wielkiej uwagi, chociaż nie potrzeba było specjalistycznego
wykształcenia w dziedzinie statystyki i demografii, aby zdać sobie sprawę, że nadchodzą istotne
przemiany – wystarczyło przejść się po ulicach europejskich miast, by zauważyć, że dookoła
jest znacznie mniej dzieci niż kiedyś.

Jednak w latach 90 eksperci zaczęli bić na alarm, którzy
stwierdzili, że Europa jest stara i skostniała, dlatego zanika. Można było to uznać za naturalny
cykl cywilizacji, być może nieunikniony rozwój zdarzeń. Mroczne prognozy pojawiły się również
w Rosji – głównie w kręgach skrajnej prawicy z lat osiemdziesiątych – co do przyszłości narodu
rosyjskiego i ukraińskiego: przywoływano widmo alkoholizmu. Uwagę przykuwało to: że coraz
mniejsza liczba dzieci przychodziła na świat, a przeciętna długość życia w Związku Radzieckim
systematycznie się obniżała. Ale nawet dzisiaj Rosja nie do końca zdaje sobie sprawę
ze swych demograficznych perspektyw.

Już wówczas nie ulegało wątpliwości, że oblicze i
charakter Europy się zmieni. Pojawiły się rzesze nowych imigrantów z Azji, Bliskiego Wschodu
i Afryki; wielu przybyło aby ubiegać się o azyl polityczny, ale w rzeczywistości szukali oni
lepszego życia dla siebie i własnych dzieci i nie mieli zamiaru wracać do swoich ojczyzn. Wielu
z nich nie miało także chęci integrowania się z europejskimi społeczeństwami. Opór wobec
asymilacji stwarzał rosnące problemy społeczne, polityczne i kulturalne, które uznawano za
możliwe do rozwiązania aż do chwili gdy pod koniec wieku nagle zdano sobie sprawę, że
nowo przybyli stanowią prawie jedną czwartą (czasami jedną trzecią) populacji wewnętrznych
obszarów europejskich miast. Wśród najmłodszego pokolenia byli większością: na przykład w
Brukseli, według stanu z 2004 roku ponad 55% urodzeń stanowiły dzieci imigrantów! Krótko
mówiąc, do końca wieku powinno stać się jasne, że Europa zboczyła już z drogi ku osiągnięciu
statusu superpotęgi i stanęła w obliczu kryzysu egzystencjalnego – lub raczej wielu poważnych
kryzysów, z których najgroźniejszy jest ten związany z demografią. Przeciętna europejska rodzina w dziewiętnastym wieku miała piątkę dzieci, ale średnia ta systematycznie malała, by przed wybuchem pierwszej wojny światowej spaść poniżej współczynnika reprodukcji (2,2) w większych krajach europejskich. Obecny ogólny współczynnik dzietności wynosi 1,37 (przybliżony wskaźnik urodzeń to liczba urodzeń na 1000 osób rocznie). We Włoszech i Hiszpanii w pierwszych latach dwudziestego pierwszego wieku przyszło na świat prawie o połowę mniej dzieci niż w roku 1960.

W ciągu stu lat populacja Europy będzie stanowić zaledwie ułamek tego z czym mamy do czynienia dziś, a w ciągu lat dwustu niektóre kraje mogą przestać istnieć! Jest to z pewnością szokująca tendencja, biorąc pod uwagę, że zaledwie przed stu laty Europa była centrum świata. Niemcy, Francja oraz Rosja posiadały najsilniejsze armie, w Wielka Brytania najsilniejszą marynarkę. Pod względem politycznym i kulturalnym na świecie liczył się Londyn, Paryż, Berlin i Wiedeń. W 1900 roku światowa populacja liczyła ok 1.7 miliarda z czego jedna osoba na cztery zamieszkiwała Europę (trzeba zauważyć, że brana jest pod uwagę nacja żydowska, która w tym czasie też zamieszkiwała na terenach państw europejskich). Potem wybuchła I wojna światowa siejąc potworne zniszczenie i przynosząc wiele milionów ofiar – poległo 8,5 mln żołnierzy i 13 mln cywilów. Następnie przyszły rewolucje, wojny domowe, inflacja i masowe bezrobocie. Europa stała się znacznie słabsza, lecz wciąż pozostawała centrum świata, jego siłą przewodnią. Przez ten cały czas zegar populacji tykał, ale niewielu zwróciło na to uwagę, gdyż w wartościach bezwzględnych liczba ludności Europy nadal rosła. Jednak liczby te w Europie rosły dużo wolniej niż w innych częściach świata. Jaka była przyczyna ciągłego spadku przyrostu naturalnego w Europie. Nie jest to pytanie, na które łatwo odpowiedzieć gdyż tendencja ta zapanowała na całym kontynencie, w krajach o różnym charakterze, na północy i południu, wschodzie i zachodzie. Demografowie nie są w tej kwestii jednomyślni. Pigułka antykoncepcyjna odegrała tu pewną rolę, ale prawdopodobnie nie decydującą. Wziąwszy pod uwagę ów spadek, jakie są przewidywania na przyszłość? Według szacunków ONZ i UE populacja Francji zmniejszy się jedynie nieznacznie, jednak liczba rdzennych Francuzów gwałtownie się obniży.

Podobne tendencje przewiduje się dla Wielkiej Brytanii: z obecnych 60 milionów do
53 w 2050 roku i 45 milionów w roku 2100. Liczba ludności Niemiec, obecnie 82, spadnie
do 61 w 2050 roku i 32 w roku 2100. Włochy liczą teraz około 57 mln milionów mieszkańców,
do 37 w połowie stulecia i do 15 w roku 2100. Jednak przewidywany ubytek ludności dla
Europy Wschodniej, w połowie stulecia, jest katastrofalny:


Ukraina – 43%
Bułgaria – 34%
Litwa – 27%
Łotwa – 25%
Rosja – 22%
Czechy – 17%



Wszystkie te przewidywania nie uwzględniają jednak migracji w najbliższych dziesięcioleciach.
Trzeba jednak wiedzieć, że w czasie kiedy rdzenna ludność Europy maleje,
w rejonach takich jak Afryka Północna i Bliski Wschód, w najbliższej przyszłości ludność się
nie zmniejszy! I tak np. do roku 2050 Jemen będzie miał więcej mieszkańców niż Federacja
Rosyjska, a Nigeria i Pakistan osiągnie większą liczbę ludności niż 15 krajów tworzących do
niedawna Wspólnotę Europejską. Populacja Rosji maleje rocznie o 2,7%, co oznacza, że
w ciągu 50-ciu lat liczba ludności zmniejszy się do jednej trzeciej stanu obecnego. Jest całkiem
możliwe, że udział białej ludności w światowej populacji będzie nie większy niż 4-5% w 2050
roku, w porównaniu z 25% w roku 1900 i 12% w 1950! Identyczne rozważania odnoszą się do
przewidywań wykraczających poza rok 2100. Zaludnienie wielu europejskich państw zmaleje
do 5% obecnej populacji, a Rosji i Włoch nawet do 1 procenta! Należy pamiętać, że dane te
dotyczą rodowitych czyli białych mieszkańców państw Europejskich! Niektórzy dowodzą, że jeśli
Europa będzie kontynentem w jakiejkolwiek mierze liczącym się za 200 lat, prawie na pewno
będzie to czarny kontynent!!! Należy zastanowić się nad dwiema kwestiami.

Czy prognozy te mogą mijać się z prawdą? Niestety, niemal z matematyczną dokładnością
da się przewidzieć, że spadek ten będzie trwał przynajmniej do połowy tego wieku, ponieważ
następuje więcej zgonów niż narodzin, więc zabraknie całego pokolenia, które mogłoby wydać
na świat dzieci. W zasadzie przewidywania demografów dotychczas sprawdzały się jedynie
przy niewielkim współczynników błędu. Ich przewidywania uwzględniają zarówno najbardziej
jak i najmniej optymistyczny scenariusz, wraz z dodatkową prognozą pośrednią. Gdy chodzi
o Europę, nawet najbardziej optymistyczne scenariusze wskazują kierunek negatywny.
Migracje Prawie do 2000 roku w większości rozważań dotyczących przyszłości Europy: politycznych, społecznych, ekonomicznych i kulturowych, pomijano demografię.

To prawda, że tylko nieliczne kraje w Europie były kiedyś jednorodnie
etnicznie, ale mniejszości zamieszkałe w ich granicach nie były zbyt oddalone od siebie w
kwestii światopoglądu, mentalności i korzeni (wyjątek tu stanowi oczywiście mniejszość żydowska). Imigracja na skalę masową po II wojnie światowej była wynikiem zmian polityczno-terytorialnych, takich jak wysiedlenie Niemców ze wschodniej i południowo-wschodniej Europy,
wysiedlenie Polaków ze wschodnich rubieży ówczesnej Rzeczypospolitej, a następnie po
dziesięciu latach za sprawą cudu gospodarczego. Lecz nowo przybyła ludność pochodziła głównie
z Europy i większości tych grup narodowościowych nie zostawała na miejscu, ale powracała do
kraju pochodzenia, w miarę jak poprawiała się tamtejsza sytuacja gospodarcza. Nie dotyczyło to
kolejne fali imigrantów takich jaki mieszkańców Indii Zachodnich, Pakistańczyków i Hindusów,
którzy po upadku imperiów masowo osiedlali się np. w W. Brytanii, Niemczech, Francji. Połowa
z 2-3 milionów nieeuropejskich pracowników cudzoziemskich wróciła w latach 60-tych do
ojczyzny. Reszta została, legalnie lub nie, często sprowadzając krewnych. Na początku władze
miały dość liberalne podejście do imigrantów, chociaż być może nawet większość nie była
uchodźcami politycznymi lecz ludźmi poszukującymi lepszego życia dla siebie i swoich dzieci.

Jednak wśród ubiegających się o azyl znaleźli się islamiści, a nawet terroryści zagrożeni aresztowaniem we własnym kraju, tyle że z powodów nie mających nic wspólnego z walką o wolność i demokrację. Niektórzy byli przestępcami i przybyli z zamiarem założenia gangów na terenie nowych ojczyzn. Wszystkich, niezależnie od tego czy przybyli legalnie lub nie, wspierało
potężne lobby w postaci organizacji broniących praw człowieka oraz kościołów, które zapewniały
pomoc prawną i inne formy wsparcia. Wykorzystując tak dogodne warunki i ogólny klimat
politycznej poprawności imigranci z Azji, Afryki i Bliskiego Wschodu masowo przedostawali się
na teren Europy, zalewając niektóre europejskie miasta i przyczyniając się do prawie całkowitej
zmiany składu etnicznego danych miejscowości. Niestety, imigranci nie chcieli przystosować się
do narzuconych im warunków i norm etycznych, buntując się przeciwko przybranym ojczyznom.
Życzliwość ze strony różnych organizacji praw człowieka wzniecała gniew u imigrantów. Mimo,
że cieszyli się o wiele wyższym standardem życia i konsumpcji, niż było to możliwe w kraju ich
rodziców, nie był to żaden powód do wdzięczności, wprost przeciwnie – poczytywali to za
zniewagę, ale jednocześnie uważali, że im to się należy. Gangi uliczne złożone z imigrantów
ze środowisk muzułmańskich lub afrykańsko-karaibskich wałęsają się bez celu po ulicach
europejskich miast dopuszczając się przestępstw.

Oczywiście, wzrost europejskiej przestępczości nie można przypisywać tylko i wyłącznie imigracji – nie ulega jednak wątpliwości, że jest to jedna z głównych przyczyn. Szef London Metropolitan Police podał do wiadomości, że 80% przestępstw popełnionych w londyńskim metrze jest dziełem imigrantów z Afryki. Szef policji berlińskiej z kolei oznajmił, że jeden na trzech imigrantów w mieście ma kryminalną przeszłość. Nie jest też żadną tajemnicą, że 70% wszystkich osadzonych we francuskich więzieniach to muzułmanie. Kultura przemocy i zniszczenia wśród imigrantów we Francji wzięła górę, co znalazło ujście na przykład w podpalaniu samochodów (45000 w 2005r.) oraz ogólnej działalności gangów. Nie chodzi tylko o odrzucenie Francji i wyznawanych tu wartości, lecz o nienawiść do francuskiego społeczeństwa i tamtejszych instytucji. Taka sytuacja może mieć miejsce w innych krajach europejskich, w których dzisiaj nie ma jeszcze dużego zagrożenia imigracją. Jest to kwestia czasu. Szkoła również nie ma żadnego autorytetu.

W Niemczech uczniowie często dosłownie nie rozumieją co nauczyciel do nich mówi, ponieważ nie znająjęzyka niemieckiego. Rzeszy nauczycieli nie udaje się zdobyć autorytetu, bo jeśli odważą się
ukarać uczniów imigrantów za złe zachowanie lub nałożą na nich jakieś wygania, oskarża się
ich o rasizm! Przebiegli uczniowie doskonale wiedzą, w którym momencie wyciągnąć z rękawa
asa rasowej dyskryminacji. Brak akceptacji i nienawiść do innego społeczeństwa przejawia
się na wiele sposobów, począwszy na oszpecaniu ścian budynków, a na podpalaniu samochodów
kończąc. Często mamy do czynienia z chęcią zdewastowania wszystkiego dookoła i zaatakowania
każdego (w tym wypadku białego) kto się trafi, łącznie ze strażakami i ratownikami pogotowia
śpieszącymi w nagłych wypadkach do gett. Winę zrzuca się na czynniki społeczno-ekonomiczne
i pod tym względem mamy do czynienia z interesującą analogią do środowiska murzynów
w Stanach Zjednoczonych: tam często pada argument, że gdyby tylko stworzono więcej miejsc
pracy, wszystko zmieniłoby się na lepsze. Wiele badań wykazało jednak, że kiedy takie miejsca
pracy powstały (jak za czasów Clintona), czarni mieszkańcy USA nie byli chętni do jej podjęcia.
Niektórzy socjologowie twierdzą, że integracja imigrantów nie powiodła się zupełnie, chociaż
byli podmiotem wielu inicjatyw ze strony tak licznych instytucji przychylnych propagowaniu
idei wielokulturowości – pracowników opieki społecznej, badaczy akademickich, kościołów,
partii politycznych, ekspertów od imigracji, organizacji antyrasistowskich. W miarę jak liczba
imigrantów w Europie rosła, to społeczność ta dobitnie zaznaczała swoją obecność na ulicach
miast pokazując swoją agresję jak gdyby chcieli zademonstrować, że to oni są nowymi panami
kraju. Jednocześnie narzekali, że są dyskryminowani, że nie okazuje się im dostatecznego
szacunku, że ich religijne i narodowościowe uczucia nie są respektowane.

W niektórych krajach Europy funkcjonowała, i w pewnym stopniu nadal funkcjonuje, teoria
mówiąca o tym, że klęska integracji jest winą społeczeństw europejskich, które nie wykazały
dostatecznie dużo dobrej woli w stosunku do imigrantów. Niestety społeczeństw Europy – pojedynczych obywateli – nigdy nie spytano, czy chcą milionów nowych sąsiadów we własnym kraju. Obywatele ci mieli prawo do głosowania nad wszelkimi sprawami, tak krajowymi jak
i zagranicznymi, ale akurat w tej zasadniczej kwestii nikt ich nie spytał o zdanie. Wszystko
zainicjowały rządy i korporacje, którym nie pozostało wiele dumy z przynależności do danego
narodu lub białej populacji. Takie postawy, w połączeniu z relatywizmem kulturowym, musiały
przynieść daleko idące następstwa, przez które cierpieć będą społeczeństwa Europy. Nielegalni imigranci w Japonii, Chinach, czy właściwie w każdym innym kraju zostaliby odesłani w ciągu kilku dni, jeśli nie godzin, z powrotem do rodzinnych krajów. W Europie pozwolono im zostać,
pozwalając narzucać im nowe prawa etniczne i religijne białym obywatelom.

Stopniowo rośnie świadomość jak wpłynie to na przyszłość Europy – wraz z pozostałymi
zagrożeniami czekającymi na kontynent. Z pewnością oznacza to koniec Europy jako ważnego
gracza w sprawach świata. Tak oto wygląda Europa w pierwszej dekadzie nowego wieku.
Jest to obraz stopniowego schyłku, który daje niewiele powodów do radości. Przyszli historycy
nie będą mieli pojęcia dlaczego świadomość tak smutnego stanu rzeczy przyszła tak późno, chociaż wszystkie zagrożenia – problemy demograficzne, imigracja – znano już przed przełomem
wieków. Nad upadkiem Cesarstwa Rzymskiego dyskutowano przez wieki i niewykluczone, że
rozprawianie o upadku Europy potrwa równie długo. Dlaczego przez tyle czasu wszystko ignorowano? Czy upadek był nieuchronny? Czy można było mu zapobiec? Schyłek zazwyczaj nie następuje tak szybko jak wszyscy obawiają się. Często pojawiają się okoliczności, które go opóźniają. Ale – czy na dobre, czy na złe – w naszych czasach puls historii bije szybciej niż w Średniowieczu. Po tak długotrwałym lekceważeniu zagrożeń dla Europy istnieje ryzyko, że załamiemy ręce w rozpaczy i zrezygnowani zgodzimy się, by kontynent stał się muzeum historii i cywilizacji. Schyłek przynosi jednak wyzwania, które należy podjąć nawet wówczas gdy nie ma pewności sukcesu. Nawet jeśli zmierzch kultury białego człowieka jest już nieodwracalny – nie ma powodu, aby przerodził się w upadek. Istnieje jednak podstawowy warunek: należy wreszcie stawić czoło rzeczywistości! Debata nie powinna skupiać się nad tym, jakim wzorem czy supermocarstwem jest Europa, lecz nad tym, jakie jej tradycje i wartości da się jeszcze ocalić. Każdy, kto powątpiewa, niech wybierze się na wycieczkę do Neukolln, albo do centrum Bradfordu. Te miejsca także są skazane na nieuchronne zmiany, dzięki którym powstanie Europa całkiem odmienna od tej, którą znamy.

Wyrównaj do lewej