JAN STACHNIUK MÓWI O ZADRUDZE

Unikalny wywiad z twórcą przedwojennej ZADRUGI:

Zacznę od pytania najbardziej istotnego, a mianowicie jak odbywała się ewolucja światopoglądowa, która doprowadziła Pana do „Zadrugi”? Dla nas pytanie jest tym bardziej interesujące, że przecież był czas, kiedy „Przemiany” były dla Pana pismem organizacyjnym…

Przyczyny, które zadecydowały o tym, iż musiałem dojść do „Zadrugi”, istniały znacznie wcześniej niż wstąpiłem do Z.P.M.D. (Związek Polskiej Młodzieży Demokratycznej – przyp. red.). Tak, jak inni członkowie zespołu „Zadrugi”, urodziłem się zadrużaninem. Znaczy to, iż mój stosunek do świata wysnuty z głębszych pokładów „ja”, jest inny niż ten, który jest normą społeczną panującą w Polsce. Nie mając jeszcze przygotowania do samodzielnego myślenia, odruchowo czułem obcość wobec tych naczelnych kryteriów, które mi podawano jako obowiązkowe, jako kwintesencję „polskości”. Najpierw starałbym się wyjaśnić, dlaczego rozpoczynając studia, znalazłem się Z.P.M.D. Zadecydował o tym mój udział na jednym z zebrań publicznych. Było to w Poznaniu. Jako gorący, rozegzaltowany nacjonalista, poszedłem na zebranie, zdaje się, że urządzone przez Młodzież Wszechpolską. To co usłyszałem, i ujrzałem, wstrząsnęło mną do głębi. Rej wodzili tam funkcjonariusze watykańskiej międzynarodówki: program polityczno-gospodarczy, który wyłożono, był dedukcją katechizmu, i tą samą śmiertelną nudą i pustką owiany. Zakończono zebranie jakąś litanią. To co uważałem za najwyższą wartość, heroiczny stosunek do bytu, wizja wytężonego, nieustającego wysiłku życiowego, to co wiązało się w mej wyobraźni z narodem, to co nazywałem nacjonalizmem, to wszystko było naraz spotwarzone, okazało się jakimś niepotrzebnym rupieciem. Chciałem uciec od tego koszmaru… Po okresie dominującego pesymizmu wstąpiłem do Z.P.M.D.; zdawało mi się, iż znajdę tam umysłowości pokrewne, gdyż Z.P.M.D. staczało w tym czasie zajadłe walki z endecją, z Młodzieżą Wszechpolską i jej dobudówkami. Odpowiadał mi radykalizm społeczny, nastawienie samokształceniowe, i próby samodzielnego myślenia. Pobyt w Z.P.M.D. miał dla mnie wielkie znaczenie. Atmosfera panująca w organizacji, pobudzała do refleksji, do przemyśleń, do samodzielnych analiz. Starając się uporządkować swój światopogląd i wynikający zeń stosunek do poszczególnych zagadnień, stwierdziłem, iż na wiele rzeczy patrzę inaczej niż to było przyjęte w Z.P.M.D. Czułem się nacjonalistą. Oczywiście w zupełnie innym stylu, niż to, co tę nazwę w Polsce nosi. Dochodziłem do wniosku, iż nie ja popełniam błąd, używając tego terminu, lecz popełniają szalbierstwo wszyscy ci, którzy usiłują nim zamaskować treści nie wspólnego z nacjonalizmem nie mające. Moje poglądy napotkać musiały opozycję w Z.P.M.D. Ze zdumieniem stwierdziłem, iż opozycja ta nosi ten sam charakter co i „katolików-nacjonalistów”. Zgodna była reakcja, iż „jest to obce charakterowi polskiemu”, którego zasadą jest wolność jednostki. Wolność jednostki, osobowość człowieka, były fundamentalnymi założeniami i tu i tam. Pytałem się mej zdumionej duszy – jeśli wolność, to czego? Czy nie jest to wolność bezruchu, wolność niezmąconej wegetacji? Odtąd nie dawałem się już nabierać na puste słowa o „polskim indywidualizmie”. Dostrzegłem kontury „indywidualizmu wegetacyjnego”, zarówno na prawicy, jak i lewicy. Ważkim etapem była moja broszura „Kolektywizm a Naród”, wydana przez Z.P.M.D. w 1933 r. Nie wywołała ona właściwie żadnego echa, wyjąwszy wymysły od „komunizmu”, „ducha Wschodu”, „faszyzmu”, no i oczywiście „ducha Zachodu” (barbarzyńskiego). Istotny problem stanowiący oś broszurki pozostał nie dostrzeżony. Wówczas to zwątpiłem w siebie. Zdawało mi się, iż w mojej maszynie intelektualnej, istnieje jakaś zasadnicza niedostrzegalna luka, brak jakiejś podstawowej klepki, dzięki czemu mam wykrzywioną perspektywę, w przeciwieństwie do reszty Polaków dufnych w doskonałość swego umysłu, z sytym zadowoleniem oglądających świat tak, jak należy. Przezwyciężenie wątpliwości tzw. „zasadniczych” nastąpiło w gronie ludzi stanowiących dziś zespół „Zadrugi”. Również wiele zawdzięczam p. Bukowieckiemu, rozmowy z którym, pomimo iż ujawniły pryncypialną rozbieżność stanowisk, natchnęły mnie pewnością, iż mój obraz świata bynajmniej nie jest wynikiem jakiejś ułomności umysłu. Po tym wszystkim, droga do „Zadrugi” była już prostą konsekwencją.

Czy mógłby nam z kolei Pan przedstawić jakie są, zdaniem Pana, najbardziej zasadnicze elementy świata w poglądzie „Zadrugi”?

Odpowiedzieć na to pytanie kilkoma zdaniami nie jest zbyt łatwo. Może określę to poprzez przeciwstawność. Trzonem polskiego charakteru narodowego jest personalizm, tj. indywidualizm wegetacyjny. Jest to produkt skatoliczenia narodu w epoce saskiej (od ks. Skargi). Istotą jego jest traktowanie izolowanej jednostki jako fundamentu całej koncepcji życia w ogóle. Tak mamy w katolicyzmie, tak też mamy w sferach laickich, niewierzących w objawienie, lecz zgodnych z nim co do roli człowieka w bycie. Założenia światopoglądowe „Zadrugi” są najdalsze od tego. W naszym przekonaniu jednostka, człowiek, nie może być celem. Wszechświat rysuje się nam jako bujny potok żywiołów, w którym życie chce założyć swoje bazy, opanować, podporządkować sobie. W człowieku zaś występuje głęboki popęd ku twórczości, będącej w swej istocie wolą władztwa nad bytem. Wola twórczości płynie od wewnątrz człowieka, używając intelektu jako narzędzia, człowiek jest tylko formą w której wola twórczości przebiega. Dla niej jednostka jest tylko narzędziem. Wola twórczości wycelowana w świat żywiołów, traktuje powłokę cielesną pojedynczej jednostki jako takiż element żywiołów. Przezwyciężenie bezwładności naszych powłok cielesnych (lęk „ja” przed nicością – twórczy) wyraża się w odczuciu heroizmu. Bo nie obojętną rzeczą jest, czy żyję jako „ja” fizyczne, chodzące, trawiące, wysiadujące w „Marlenie” lub innym „Simie”, czy też jako suma dokonań i czynów leżę w nurcie historii. W sumie biorąc jest to postawa najgłębiej religijna, traktująca trwanie każdej chwili życia, jako zadanie, jako wytężenie, i twórczość. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z Jehową, tak lub inaczej nazwanym, z różnymi testamentami i objawieniami żydowskimi.

A jaki jest stosunek Pana do częstych zarzutów naśladownictwa i sięgania do obcych wzorów, skierowanych pod adresem „Zadrugi”?

Jak może reagować na to, co „Zadruga” reprezentuje, panujący w Polsce powszechnie typ kulturalny? Tylko wrogością. Jest to zjawisko najbardziej naturalne. Dziwić by się należało, gdyby było inaczej. Osobiście uważam za coś bardzo prawidłowego, ze stanowiska socjologicznego, że imputuje nam naśladownictwo obcych wzorów. Odruchem „polskiego”, personalistycznego typu kultury, jest to coś wrogiego, jak najskuteczniej pognębić. W swoim czasie hydrą był komunizm, będący „duchem wschodu”; tym argumentem powszechnie moje wystąpienie zwalczano, stając na stanowisku „ducha zachodu”. Byłoby wiele uciechy, gdybym ogłosił te bzdurstwa, które wypisywano w prasie duchowosemickiej, tj. „narodowej” po ukazaniu się „Kolektywizm a Naród” i „Heroicznej Wspólnoty”. Dziś używa się argumentów wręcz przeciwnych, że to duch barbarzyńskiego zachodu, hitleryzm itp. Postawa zadrużna wynika z światopoglądu, który w oparciu o heroiczne pojmowanie istnienia, cel człowieka widzi w twórczości realizowanej przez Naród. Tych uczuć nie wstydzimy się – przeciwnie, jesteśmy dumni, że do takich odczuć, naszym zdaniem jedynie prawdziwie ludzkich, jesteśmy zdolni. Że w Niemczech prąd duchowy z podobnych postaw wyrastający jest przy władzy, to tylko utwierdza nas w przekonaniu, iż jesteśmy we właściwym nurcie dziejów. Uczucia mogą być szczere, to znaczy istnieć, lub też – nie istnieć. To co jest szczere utrwali się w rzeczywistości, wyrazi się w twórczości; w przeciwnym razie wyprodukuje nędzę i kicze. To jest świadectwo naśladownictwa. Ostatnich chyba w Polsce nie brak. Co do „Zadrugi, to zarzut „naśladownictwa” nie wzrusza nas tak dalece, iż nawet nie uważamy za wskazane z nim polemizować. Historia osądzi nasze dokonania i czyny – a tych jesteśmy aż do nieprzyzwoitości – pewni.

Następna z kolei sprawa, to zagadnienie „słowiańszczyzny”?

Moment słowiański, odgrywa u nas, najzupełniej inną rolę, niż w różnych „panslawizmach”. Zdaniem naszym w chwili obecnej, istnieje tylko surowiec pochodzenia słowiańskiego, naga gleba etniczna. Co ma wspólnego z słowiańskością, poza językiem i folklorem i wspomnieniami Polska, Serbowie itd.? Pion cywilizacyjny tych grup jest chrześcijański, a więc polega na antropocentryzmie hebrajskim. To sprawiło, iż „dokładne” ochrzczenie tych narodów, następnie ich własnej kultury, uczyniło je jałowymi. Stopień jałowości był wprost proporcjonalny do natężenia chrystianizacji (Polska w epoce saskiej). Cofanie się słowiańszczyzny było więc funkcją porażenia jej ośrodków kulturowych i dziejotwórczych. Tak też traktujemy ostatnie stulecia historii Polski i Czech. Naród czeski uległ degradacji po krwawym załamaniu protestantyzmu husyckiego. Odtąd mamy już tylko dzieje upadku pewnego podłoża etnicznego. Stąd też żywimy głęboki żal po wypadkach 1939 r., zdając sobie jednocześnie sprawę, iż dźwignia historii tkwi w wytworzeniu ośrodka kulturowego, który w oparciu o popioły dawnej Słowiańszczyzny stworzy nowy, oryginalny ciąg rozwojowy. Postawa zadrużna to jest właśnie to, co stanowi embrion nowej kultury. Wierzymy, że twórcą tego dzieła będzie naród polski. Dopiero na tym tle, wysiłki polityczne, prace dłubaczy gramatyki, folkloru słowiańskiego, i wszelakich slawistów, uzyskają właściwy sens.

A jaka jest zdaniem Pana pozycja „Zadrugi” w dzisiejszej rzeczywistości polskiej?

W układzie sił dzisiejszej polskiej rzeczywistości „Zadruga” nie reprezentuje ani interesów świata pracy, ani interesów przemysłu, ani interesów „człowieka i obywatela”, ani czegoś podobnego. Działamy w dziedzinie bezpańskiej. Bo któż w Polsce chce stanąć na froncie walki o nową potężną wizję absolutu, o system norm regulujący doń nasz człowieczy stosunek; o wizję nowego, heroicznego człowieka, z tego pojęcia absolutu wynikającą: o koncepcję filozoficzną i artystyczną życia, w której heroiczne pojmowanie istnienia, stanie się czymś najbardziej codziennym, zwyczajowym; o ideę państwa i społeczeństwa, w którym kosmicznych rozmach tego nowego, słowiańskiego człowieka będzie miał swobodny przebieg. Jesteśmy najdalsi od wszelkiej skromności. Wierzymy, że jesteśmy na dobrej drodze; dobrej drodze dlatego, że chcemy naszym wewnętrznym pragnieniom dać możność samookreślania się. W tych dogłębnych przewartościowaniach jesteśmy najzupełniej osamotnieni. Któż poza nami dąży do zarysowania nowego obrazu świata, nowego mitu? Czy ci, co są wyznawcami „odwiecznych prawd”, a więc gotowych, skostniałych, czy ci, którzy walczą o realizację społeczną gotowego wzorca „wolnego człowieka”? Szacowne te mity są wycyzelowane i gotowe od dawna. Pozycja „Zadrugi” jest więc specyficzna. Jak na razie, są to tylko zamiary i pragnienia. Można wątpić w ich realizację, a jeszcze lepiej pokpiwać. Sądzę, że jest to w wysokim stopniu uzasadnione. My ze swej strony odpowiedzieć możemy tylko spełnieniem zapowiedzi.

Zwyczajnym pytaniem w naszych wywiadach stała się ocena młodego pokolenia i osiągnięć ideowych poszczególnych grupy młodzieży. Czy mógłby nam Pan powiedzieć parę słów na ten temat?

Nasza ocena polskiej rzeczywistości jest znana poprzez wykład „teorii rozwoju wewnętrznego Polski” na łamach „Zadrugi”. Przyznajemy dziś, że ten sposób wykładu prawie całkowicie zawiódł. Teoria nie może być wykładana w czasopiśmie. Może lepiej się to uda w książce, którą drukujemy pod tym samym tytułem („Dzieje bez dziejów” – przyp. red.). Życie polskie, zdaniem naszym ogarnia fala „recydywy saskiej”. Przejawiać się ona musi w gwałtownym skatoliczeniu tych pozycji społecznych, które w ciągu wieku 19 w Polsce stracił. Przemiany o tej kierunkowej, muszą wystąpić również w życiu młodzieży. Hipoteza założona a priori, całkowicie potwierdza się w rzeczywistości. Katolicyzm i polskość w epoce saskiej utożsamiły się. Dzisiaj następuje powrót do tego ideału. Z przykrością przeczytałem w jednym z numerów „Przemian” o zadaniu narodu polskiego, polegającym na stworzeniu „cywilizacji opartej na założeniach chrześcijańskich”. Aż tak dalece? Jeszcze w czasie mojej bytności w Z.P.M.D. coś podobnego było nie do pomyślenia; pomimo że istniały zasady, które w dalszym rozwoju do tego doprowadzić musiałyby. Jeśli chodzi o kierunki ideowe dzisiejszej młodzieży, to w olbrzymiej większości są one potwierdzeniem naszej tezy o postępującej recydywie saskiej. Triumfuje ona w obozie „narodowym”, „narodowo-radykalnym” i pozostałych grupach duchowo semickich, jak ich określił niedawno zmarły papież Pius XI. Dzisiaj jeszcze, tożsamość semityzmu i katolicyzmu próbuje się u nas przemilczeć, zamazać, pomimo apelów „Zadrugi” o szczerość i trochę odwagi cywilnej. Za parę lat, gdy recydywa saska postąpi dalej, te rzeczy przestaną być „trefne”. Wówczas słowa papieża Piusa XI staną się dumnym hasłem. Na lewicy odbywa się proces podobny.

A teraz pytanie ostatnie. – Jaką Pan widzi rolę „Zadrugi” w przyszłości?

Pod tą powierzchnią płynie inny nurt, nurt ślepej rozpaczy o lamentu. Nie ma on swoich sformułowań, swoich pojęć, ani kryteriów. Te zbroje i rynsztunek duchowy ma stworzyć „Zadruga”. Jest to nasze zadanie. Moce zdeptane i męstwo, skazane na poniewierkę i nicość, zbrojne w aparaturę pojęciową, wyzwolą się i popłyną rwącym potokiem, zrywając bajora saskiej. Takie są zadania „Zadrugi” na przyszłość.

* * *

Polska okresu dwudziestolecia międzywojennego obfitowała w wiele formacji o charakterze ideowym i politycznym. Niektóre z nich po ciężkiej walce doszły do władzy, innym się to nigdy nie udało, a jeszcze inne, trzeźwo oceniając sytuację, świadomie odsunęły się od praktycznej walki o władzę po to by skupić się na pracy teoretycznej, która miała stanowić podwaliny pod jej działalność w dalekiej przyszłości.

Do grona tych ostatnich należała Zadruga, której założycielem, ideologiem i przywódcą był Jan Stachniuk. Grupa ta była czymś pośrednim pomiędzy skrajną prawicą i skrajną lewicą. Dodatkowo uważana jest także za grupę neopogańską, nawiązywała bowiem do mitycznych wartości kultury przedchrześcijańskiej pomijając dorobekkatolicyzmu.

Jan Stachniuk urodził się 13 stycznia 1905 roku w wołyńskim Kowlu w rodzinie kolejarskiej. Pochodzenie proletariackie nie pozostało bez wpływu na kształtowanie się jego ideologii. W 1927 roku ukończył w Kowlu gimnazjum i przeniósł do Poznania, gdzie podjął studia ekonomiczne w Wyższej Szkole Handlowej. W latach trzydziestych poszerzył dodatkowo swoją wiedzę o studia z zakresu historii, filozofii, psychologii i socjologii.

Jeszcze w trakcie studiów wstępuje do Związku Polskiej Młodzieży Demokratycznej, gdzie osiągnął nawet pewne szczeble kariery organizacyjnej. W 1929 roku był drugim wiceprezesem zarządu poznańskiego, a od grudnia 1931 do maja 1933 pełnił funkcję redaktora odpowiedzialnego "Życia Uniwersyteckiego ".

W roku 1933 publikuje Stachniuk swoją pierwszą książkę "Kolektywizm a naród", w której wystąpił jako zwolennik i propagator idei kolektywizmu gospodarczo-społecznego, powiązanego jednak ściśle z niektórymi psychologicznymi aspektami nacjonalizmu, uznając je za wartościowe, bo dynamizujące dokonania jednostki. Jak więc widać podjął się w niej trudu pogodzenia pierwiastków skrajnej lewicy z pierwiastkami prawicowymi.

Kolejnym etapem tworzenia się stachniukowej ideologii była wydana w 1935 roku książka "Heroiczna wspólnota narodu - kapitalizm epoki imperializmu a Polska", w której to po raz pierwszy użył terminu Zadruga. W pracy tej starał się zaprezentować wizję uprzemysłowienia kraju, społeczeństwa bezklasowego i nowego ustroju gospodarczego dla Polski opartego właśnie na zadrudze. Zadruga była natomiast zarówno wiejską wspólnotą rodową funkcjonującą jeszcze w południowej Słowiańszczyźnie, jak i staropolskim systemem wspólnego gospodarowania i współżycia wykształconym już w epoce przedchrześcijańskiej.

Niedługo po wydaniu "Heroicznej wspólnoty narodu" przenosi się Stachniuk do Warszawy, gdzie nawiązuje kontakty ze Stanisławem Bukowieckim znanym ze swych syndykalistycznych poglądów. Poprzez niego poznaje braci Stanisława i Józefa Grzanków, swoich przyszłych najbliższych współpracowników. To właśnie w ich gronie powstaje idea powołania do życia miesięcznika "Zadruga" o podtytule "pismo nacjonalistów polskich". Obok Stachniuka i braci Grzanków w skład redakcji weszli także: Ludwik Zasada, Antoni Wacyk, Janina Kłopocka, Bogusław Stępiński, Ludwik Ziemicki, Piotr Zimnicki, Tadeusz Nowacki i inni.

Pierwszy numer miesięcznika ukazał się w listopadzie 1937 roku. Prezentowane na łamach pisma poglądy spowodowały raczej niechętne nastawienie do niego przedstawicieli tzw. sceny politycznej. Lewica zarzucała Zadrudze propagowanie faszyzmu i antysemityzmu, prawica natomiast widziała w niej organizację o charakterze socjalistycznym z wyraźnymi sowieckimi sympatiami. Dodatkowo krytykowana była, szczególnie przez działaczy katolickich, ze względu na swój charakter neopogański.

W Zadrudze przyjęto praktykowany do końca zwyczaj obierania sobie pseudonimów w postaci rodzimych imion przedchrześcijańskich. Stachniuk przybrał imię Stoigniew. Była to jedna z form protestu przeciw wpływom tzw. cywilizacji łacińskiej preferowanej przez narodowych katolików. Grupa zadrużna zaczęła także obchodzić święta solarne związane z rodzimymi wierzeniami Słowian, co jeszcze bardziej podkreśliło jej neopogański charakter.

Rok 1939 jest dla Stachniuka bardzo pracowity. W maju, na zamówienie przedsiębiorstwa "Lasy Państwowe", wydaje swoją trzecią książkę "Państwo a gospodarstwo - geneza etatyzmu w Polsce", w której zajmuje się zagadnieniem etatyzmu w Drugiej Rzeczypospolitej. Natomiast już w sierpniu wydaje swoją kolejną publikację pt. "Dzieje bez dziejów - teoria wewnętrznego rozwoju Polski". Dzieło to jest zwieńczeniem dyskusji trwającej już od jakiegoś czasu na łamach miesięcznika "Zadruga" i dotyczy negatywnego wpływu katolicyzmu na przebieg życia społecznego i gospodarczego w Polsce od schyłku XVI wieku po czasy autorowi współczesne.

Wybuch wojny i rozpad II Rzeczypospolitej powoduje rozproszenie grupy zadrużnej. Część działaczy udała się na emigrację by walczyć w Wojsku Polskim na Zachodzie, inni - w tym Stachniuk - pozostali w kraju. W roku 1942 zadrużanie wraz ze zwerbowanymi przez siebie ludźmi powołują do życia organizację Zryw Narodowy. Program Zrywu pokrywał się praktycznie z programem Zadrugi, jedyną różnicą był stosunek do katolicyzmu, który w Zrywie nie był poddawany tak ostrej krytyce. Na czele nowej organizacji stanął Feliks Widy-Wirski, międzywojenny działacz Narodowej Partii Robotniczej. W maju 1943 roku Zryw dokonał połączenia z Kadrą Polski Niepodległej, a następnie oddziały wojskowe obydwu organizacji zostały włączone do Armii Krajowej.

Kolejną (jeśli nie liczyć "Mitu słowiańskiego", który pozostał w maszynopisie) książką Stachniuka było "Zagadnienie totalitaryzmu" wydane nakładem Delegatury Rządu. Pozycja ta była omówieniem systemów totalitarnych we współczesnym świecie. Pewnym novum było postawienie przez Stachniuka na jednej płaszczyźnie hitleryzmu i stalinizmu, co było w jawnej sprzeczności z poglądami głoszonymi przez ówczesną skrajną lewicę.

W czasie powstania warszawskiego Stachniuk walczył wzdłuż ulicy Mazowieckiej i Kredytowej, gdzie wykazał się wielką odwagą i brawurą, został trzy razy ranny i odznaczony Krzyżem Walecznych. Po upadku powstania znalazł się w obozie w Pruszkowie pod Warszawą. Potem, po udanej ucieczce z transportu do Niemiec, udał się do Częstochowy, a stamtąd z powrotem do Warszawy, gdzie nawiązał kontakty z dawnymi znajomymi skupionymi wokół Stronnictwa Pracy: dr Feliksem Widy-Wirskim i Zygmuntem Felczakiem. Pierwszy z nich został z czasem wojewodą poznańskim, a drugi wice-wojewodą bydgoskim. Znajomości te zapewniły z jednej strony wpływowych protektorów, dzięki którym mógł swobodnie publikować swoje książki, z drugiej jednak naraziły Stachniuka na zarzut "kolaboracji z komunistycznym reżimem" stawiany przez kręgi emigracyjne.

Dzięki swojemu ekonomicznemu wykształceniu zostaje Stachniuk zatrudniony w Wydziale Operacyjnym Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, gdzie pracował jeden z jego ideowych przyjaciół dr Damazy Tilgner. Wraz z grupą operacyjną do spraw gospodarki na Pomorzu zostaje Stachniuk skierowany do Bydgoszczy, gdzie od tej pory zamieszkuje na stałe.

Okres powojenny nie pozostał bynajmniej bezpłodny jeśli chodzi o pisarską działalność Stachniuka. Od końca wojny do 1949 roku, to jest do chwili swojego aresztowania przez UB, napisał bowiem aż 5 książek, z czego trzy zostały oficjalnie wydane, a kolejne dwie pozostały w maszynopisie. Do najważniejszych z nich należy bez wątpienia wydana w 1946 roku książka "Człowieczeństwo a kultura" stanowiąca prezentację stworzonego przez Stachniuka systemu ideowego, określanego "kulturalizmem". W książce tej autor wyszedł poza obręb problemów wyłącznie polskich starając się swoje dotychczasowe obserwacje i twierdzenia osadzić na tle szerszych stosunków cywilizacyjnych na świecie.

Poprzez swoją działalność publicystyczną, liczył Stachniuk, że uda mu się wesprzeć wartościami Zadrugi mający nastąpić proces przemian społeczno-gospodarczych. Jak jednak łatwo się domyśleć koncepcje te nie znalazły uznania wśród PRL-owskich prominentów i w konsekwencji doprowadziły do bezpośredniej konfrontacji. Stachniuk został aresztowany 3 września 1949 roku i osadzony w więzieniu na warszawskim Mokotowie. Jak podaje jeden z zadrużan, bezpośrednim powodem aresztowania był napisany przez Stachniuka memoriał pt. "Tragifarsa Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej", który był ostrą krytyką ówczesnej Polski. Stachniuk domagał się w nim reaktywacji Zadrugi, która miała doprowadzić do odbudowy świadomości narodowej wśród Polaków.

Proces okazał się wielką farsą. Oskarżonego obarczono m.in. odpowiedzialnością za klęskę wrześniową, wmawiano propagowanie faszyzmu, antysemityzmu etc. Początkowo prokurator Beniamin Weisblech zażądał dla Stachniuka kary śmierci, jednakże wyrokiem z 9 lipca 1952 roku skazano go na 15 lat więzienia. Karę tą Sąd Najwyższy wyrokiem z 24 grudnia 1953 roku zmniejszył do lat ośmiu, a po zastosowaniu amnestii do lat siedmiu.

Na odsiadywanie wyroku został Stachniuk odesłany do jednego z najcięższych więzień mieszczącego się w Barczewie na Mazurach. Panowały tam nieludzkie warunki. Na porządku dziennym było osadzanie więźniów politycznych w jednych celach z pospolitymi kryminalistami i bicie ich przez strażników.

Nadzieje na lepszą przyszłość pojawiły się wraz ze śmiercią Stalina i nadchodzącą po niej "odwilżą". W lipcu 1954 roku obrońca Stachniuka złożył wniosek o przedterminowe zwolnienie, który nie został jednak uwzględniony. Zwolniono go dopiero po drugim wniosku 10 lutego 1955 roku. Po prawie sześcioletniej "odsiadce" wychodzi Stachniuk na wolność kaleką niezdolnym nie tylko do pracy twórczej, ale i do życia bez ciągłej opieki. Ostatecznie choroba zaprowadziła go do zakładu leczniczego w Radości koło Warszawy, gdzie 15 sierpnia 1963 roku zmarł.

(c) 1998 Lech Słoncewicz

Wykaz książek napisanych przez Stachniuka:

1. Stachniuk Jan, Kolektywizm a naród, Poznań 1933.

2. Stachniuk Jan, Heroiczna wspólnota narodu - kapitalizm epoki imperializmu a Polska, Poznań 1935

3. Stachniuk Jan, Państwo a Gospodarstwo. Geneza etatyzmu w Polsce, Warszawa 1939.

4. Stachniuk Jan, Dzieje bez dziejów, Warszawa 1939. (Wrocław 1990)

5. Stachniuk Jan, Mit Słowiański, Warszawa 1941. (książka nie publikowana, w zbiorach prywatnych)

6. Stachniuk Jan, Zagadnienie totalizmu, Warszawa 1942. (Wrocław 1990)

7. Stachniuk Jan, Człowieczeństwo a kultura, Warszawa 1946. (Wrocław 1996)

8. Stachniuk Jan, Walka o zasady. Drugi front Trzeciej Rzeczypospolitej, Warszawa 1947

9. Stachniuk Jan, Droga rewolucji kulturowej w Polsce, Bydgoszcz 1948. (książka nie publikowana, w zbiorach prywatnych)

10. Stachniuk Jan, Wspakultura, Warszawa 1948.

11. Stachniuk Jan, Chrześcijaństwo o ludzkość, Wrocław 1997

* * *

Hymn do Żywii

Żywio! Żywio straszliwa,

Matko istnienia brzemienna

Co Śmierci zwyciężasz złość.

Opieka Twoja niezmienna

Płaszczem nas swoim okrywa

I ziołom dozwala rość.

W ziarnku zboża ukryta

Ze świętych przeznaczeń wyrokiem.

Zatajasz życia treść

W ziarnku pszenicy czy żyta

Pod Światowida wzrokiem

Zwycięską głosisz wieść.

Czernoboha śmiertelne siły

Co mrozem tną ziemi łono,

Nie złamią mocy Żywili!

I wzejdą i będą rodziły

Ziarna pod Żywi obroną,

Gdy słońce się wiosną przesili.

Żywio! Straszliwa i jasna

Ty miotasz przyszłości siew,

Ty Damasz rodzenia moc,

Ty karmisz Korzeniec drzew,

Niechaj w tę świętą noc

Dzięk Tobie czyni nasz śpiew.

Żywili! Bożyco krasna!

Hymn do Miecza

W słońcu porannem, lśnisz złotem
Gdyś z pochwy wydobyty
Stalowym świecisz brzeszczotem
Co nigdy krwie nie syty.

Chór:
Kośćmi ubielasz ziemice.
Kruki o ścierwo kraczą.
Rdzewieją w polu zbroice.
Matki poległych płaczą.

Co nigdy krwie nie syty,
Mięsa wrogów łaknący.
Łzami ich kobiet myty,
Za ciosami tęskniący.

Chór:
Wraże czaszki druzgoczesz
Dłonią ujęty krzepką,
W słońcu jasnem migoczesz
I krew przelewasz lepką.

Ramię, gdy dzierży męstwo,
Kraje zdobywasz bogate.
Dzielnym dajesz zwycięstwo,
Za walki znojne zapłatę.

Chór:
Niech blask twój postrach szerzy
Gdy idziem na wyprawę.
Na ziem naszych rubieży,
Narodu szerzy sławę.

Niechaj płoną ofiary
I brzeszczot lśni się zorzą.
Miecz niech pełni zamiary
I wolę pełni Bożą.

Chór: Niechaj płoną ofiary
I krwią rumienią się zorze.
My mieczem pełnim zamiary
Wyroki pełnim Boże.

Pieśń Wojny

Jasny dziedzicu! Groźny Bożycu!
Obrońco nasz!

Słysz swego ludu śpiew!

To my, to Twoja straż
Z bronią nas oto masz
Na Twych kapłanów zew.

Nie niósł nas wichru wiew.

My, wilczyce i woje, drużyny zwołujem swoje
By kraśną przelewać krew!

Niesiem topory święcone i swe miecze ostrzone
Na wrogów karki.

Łuki szykujem gibkie, i strzały liczym szybkie
Jako Twój pocisk szparki

Perunie! Perunie Bożyszcze!

Przed Twe stajemy oblicze, w bojowy odziani strój
Lecz więcej niż nasze zbroje, klęsk szerzą oczy Twoje
W śmiertelny gdy idziem bój.

Perunie! przyjmij ofiary!
My rżniemy byki czarne.

W ich krwi zanurzym sztandary.
W ich krwi zanurzym swe dłonie.
Niech widzą krew nasze bronie
Niech ich ciosy nie idą na marne!

Niech jasny ogień płonie przed Twymi progi,
To my. Twój wierny huf.

Daj widzieć choć przy zgonie jak giną wrogi.
Twe progi daj ujrzeć znów.

Niech za poległych braci żal,
Zwycięska nasza szerzy stal
Radosną wieść.

Niech po powrocie z za mórz i gór
Pieśń naszych synów i naszych cór
Odda Ci cześć.

Na bój, na lot, na krwawy miot
Imieniem Twoim iść.

Niech nasze męstwo, da nam zwycięstwo
I skroniom dębu liść!

Pazur

Brak komentarzy: