rozdział III
Epidemia wspakultury w Polsce

1. Geneza polskiej kultury

Opisany w poprzednim rozdziale schemat powstawania perwersyjnej szczepionki na pniu kultury duchowej klasycznie przebiegał na terenie Słowiańszczyzny, a szczególnie w Polsce. Tak jak i wszędzie, do organów naturalistyczno-pogańskiej kultury Polski, kultury prymitywnej ale zdrowej, posiadającej wszelkie dane do rozkwitu w sprzyjających warunkach, podrzucone zostało kukułcze jajo wspakultury. Rozwinęło się ono zgodnie z cyklem choroby. Została więc wyżarta rodzima świadomość, a następnie rak wspakultury wygodnie zadomowił się, łapczywie wysysając żywotne soki, rosnąc do potwornych rozmiarów.
Ażeby te kwestie zrozumieć, musimy w kilku zdaniach opisać, czym była rodzima kultura słowiańska przed ekspansją krzyża na jej tereny. Kultura pierwotnych Słowian, podobnie jak i wszystkich ludówćuropy przed chrześcijaństwem, była naturalistyczną. Znaczy to, że pierwiastkowe napięcie woli tworzycielskiej w psychice Słowianina, Greka, Celta, Germanina wyrażało się w atrybutach, o których już pisałem: w doznaniu jedności organicznej świata, ewolucji jego ku coraz wyższym formom; w widzeniu jaźni jako elementu tej rozwijającej się całości, w radosnej woli powinności w toku dokonywujących się przemian. Nie było tu jeszcze przedziału pomiędzy naturą a człowiekiem. Człowiek zwracał się do natury jako swego szerszego "ja" w sposób pozytywny i życzliwy, czuł się jej dzieckiem, a jednocześnie awangardą. Była to baza wyjściowa każdej kultury. Nowoczesna cywilizacja zachodnia z tej bazy rozpoczęła swój start. Kulturę naturalistyczną w tej fazie, o której mowa, znamionował jednak prymitywizm podstawowych narzędzi: nie wiedziano jeszcze, w jaki sposób uruchomić proces kulturym który był czymś wytęsknionym i oczekiwanym. Przełamanie pierwiastkowej bezradności zostało dokonane w starożytnej Grecji. Skutki tego przełomu nie zdążyły się upowszechnić w świecie ówczesnym, gdyż wcześniej powstały już epidemie wspakultury, które zalały cały nieomal świat ludzki. Spiętrzenie się humanizmu w kulturze naturalistycznej jest stanem bardzo wyczerpującym. Jest on oczekiwaniem na zapładniający wynalazek, który nie zawsze przychodzi w czas. To sprawia szczególną nieodporność naturalizmu na bakcyl wspakultury.
Wspakultura potrafiła dokonać swej szczepionki na pniu cywilizacji antycznej. To zdecydowało o losie plemion germańskich, które w tym momencie historycznym weszły w orbitę rozkładającego się imperium rzymskiego. Czyż mogli w tych okolicznościach prymitywni, chociaż zdrowi Germanowie rozróżnić, co jest istotnym dorobkiem kultury, a co jest chorobą? Oczywiście, nie. A jednocześnie powstawała już nowa, znacznie rozszerzona koncepcja perwersyjnego instrumentalizmu wspakultury: spożytkować ramię germańskie do rozszerzenia winnic Pańskich w całym ówczesnym świecie. Było to ogromne rozszerzenie skali tego, co stanowiło układ perwersyjnej szczepionki na pniu ideomatrycy. Humanistyczny bodziec kultury, który tam został pozbawiony świadomości w każdej poszczególnej psychice ludzkiej, tu występuje już jako całość plemion germańskich; rolę modelu jako obiektywnej świadomości w poszczególnych organach ideomatrycy zajmuje idea świętego cesarstwa rzymskiego narodu niemieckiego, polegająca na upowszechnianiu "prawdy" w całejćuropie. Ślepy żywioł germański znajduje się w służbie wspakultury, i to stanowi zrąb ładu średniowiecza. Posiada on swoje historyczne zadania: a) zmontowanie ramienia wykonawczego cesarstwa, tj. scalenie żywiołu germańskiego, b) przeciwstawienie się ekspansji innych epidemii wspakulturowych (islam), c) wdrożenie ewangelii w życie szerokich mas, d) ufundowanie winnic Pańskich tam, gdzie krzyż jeszcze nie sięga. Dotyczy to Słowiańszczyzny zachodniej a więc i Polski. W obliczu tej sytuacji Słowiańszczyzna zachodnia miała następujące cztery drogi wyjścia: stanąć w obronie swej naturalistycznej kultury, co wymagało nowych koncepcji organizacyjno-państwowych, obalających pierwotny styl plemienny; stworzyć własny obrządek słowiarisko-chrześcijański i w oparciu oń przeciwstawić się światu zachodniemu; przyjąć chrześcijaństwo Rzymu, lecz nie poddać się Niemcom, a zmontować nowe "święte cesarstwo rzymskie narodu słowiańskiego"; i ostatecznie poddać się władzom świgtego cesarstwa rzymskiego narodu niemieckiego - papieżowi i cesarzowi. Oba ośrodki chciały z nas zrobić dobrych wspakulturowców: papiestwo łaknęło doskonałych bezdziejowców, ubogich na duchu, pokornych, płaczących, a cesarz germański chciał mieć takich za niewolników. Cele obu były więc zgodne. I to zaciążyło na nas straszliwie. Ogrom naszej klęski ogarnąć możemy, gdy uświadomimy sobie, że do dziś dzień czcimy ją jako błogosławieństwo i zwycięstwo.
Tą drogą doszła nas choroba, która pod postacią indywidualizmu wegetacyjnego wyniszcza naszą żywotność. Chrystianizacja Polski nie odbywa się w sposób idylliczny, jak to nam przedstawiają, nasi bajhistorycy. Naród, czując straszliwe niebezpieczeństwo, bronił się rozpaczliwie. Raz po raz wybuchały powstania przeciwko znienawidzonej, niemieckiej w pojęciu ludu, wierze. O sile oporu może świadczyć to, co pod rokiem 1037 pisze w swej kronice piętnastowieczny Długosz: "W owym też czasie nie oszczędzano ani kościołów, ąni rzeczy świętych, ani sług Bożych; ręką bezbożną i świętokradzką łupiono najbogatsze i najznakomitsze świątynie, szarpano dobra kościelne, a na kapłanach pastwiono się wymyślaniem najrozmaitszych katowni. (...) Uradzili nadto niektórzy, aby wrócić do obrządków pogańskich i bałwochwalczych: zaczem bezprawie i niegodziwość zmieszały wszystkie rzeczy boskie i ludzkie;" ("Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście", t. I, Kraków 1867, s. 220).
Gdy w końcu opór narodu, jak i gdzie indziej w Słowiańszczyźnie, został złamany, choroba rozpoczęła opanowywać duszę ludu.
"Pod wpływem nowej wiary zmienił się niebawem wygląd kraju i tryb życia. W niesłychany dotąd sposób zaciążył kościół nad jednostką, swobodną w pogaństwie." (Al. Brckner, "Cywilizacja i język", Warszawa 1901, s. 36).
Nie było to jeszcze dno upadku. Katolicyzm średniowieczny nie posiada środków władania duszami zbyt rozbudowanych. Poza tym nastąpił rychło rozkład ładu średniowiecznego. Pozwoliło to Polsce wydźwignąć się. Dopiero po reakcji katolickiej przeciwko burzy Reformacji rozwinął kościół ponownie olbrzymi aparat rządu dusz. Zwycięstwo reakcji katolickiej w XVI w. wyniszczyło te pierwiastki zdrowia, ktore ocalały z poprzedniej operacji, a które dzięki renesansowi i reformacji przychodziły do głosu. W pewnym momencie wydawało się, że wćuropie ustabilizują się trzy ogniska protestantyzmu: w Anglii, Niemczech i Polsce. Jakże inną drogą potoczyłaby się historia Europy środkowej! Niestety, w organizm społeczny nad Wisłą zastrzyknięto raka katolicyzmu. Wraz z innymi narodami, tak spreparowanymi, ulegliśmy głębokiemu uwiądowi.
Zasady wspakultury stały się normą powszechną. Katolicyzm sięgnął do najtajniejszych drgnień psychiki indywidualnej. On to uformował to, co nazywamy polskim charakterem narodowym. Wykorzystano w tym celu wszelkie możliwości.
"W drugiej połowie XVII w. pomiędzy reakcją katolicką szlachtą zawarty został milczący ale wymowny pakt: szlachta zaprzysięgła trzymać się do upadłego i bronić kościoła a kościół za to przyrzekł patrzeć przez szpary na pewne wybryki szlacheckie. W pakcie tym interesy kościoła postawiono wyżej niż dobro i los ojczyzny." (Jan Karłowicz, "Próba charakterystyki szlachty polskiej").
Skutki musiały być takie jakie są.
"Po wielkich wstrząśnieniach reformacji ogarnęła Polskę reakcja katolicka, której panowania żaden przez długie czasy nie zmącił rokosz. Duch teologiczny przeniknął wszystkie pory stosunków... Duchowieństwo niestrudzenie pracowało nad przystosowaniem społeczeństwa do celów kościelnych. Dzięki klerowi dostroił człowiek myśl swoją do akordu dogmatów, według komendy artykułów katechizmowych maszerował przez życie od kołyski do trumny." (Władysław Smoleński, "Przewrót umysłowy w Polsce wieku XVIII", wyd. III, Warszawa 1949, s. 1).
Taki był przebieg procesów historycznych, który doprowadził nas do dzisiejszego stanu . Problem ten dla nas nie nastręcza wątpliwości. To, co dzisiaj występuje w szatach polskości, jest produktem zgwałcenia naszej starej, pogańsko-naturalistycznej kultury słowiańskiej. Wdrążanie wspakultury krzyża w arterie narodu odbyło się w dwóch fazach: za Mieszka, i w czasie reakcji katolickiej w XVI i XVII wieku. Nasz rozwój, oparty na samorodnym kształtowaniu własnego oblicza duchowego, został przerwany w brutalny sposób.
"Kultura chrześcijańsko-europejska przyszła do nas w chwili, kiedy nie było zorganizowanej jeszcze kultury polsko-słowiańskiej... Dawna kultura musiała zostać pokonana, a nowa odniosła nad nim całkowite zwycięstwo.
Firmą, pod którą kultura występowała był kościół, działaczami - duchowieństwo, a narzędziem - ambona i szkoła." (Ignacy Fik, "Rodowód społeczny literatury polskiej", Kraków 1946, ss. 29-30).
Nacisk kościoła był totalny. W myśl jego dalekosiężnych planów chciano w nas dokładnie wytrzebić wszelkie zdrożności. Niszczono naszą tradycję tak dokładnie i z taką pasją, że na niektórych terenach nie zachowały się nawet nazwy bogów pogańskich. W myśl uchwał Soboru Trydenckiego, zlikwidowano nawet imiona własne słowiańskie, na rzecz imion świętych katolickich.
Tym nie mniej dziś, wnikając w wartości osobowości bohaterskiej, nieomylnie odczytujemy postawę wobec świata naszych przodków, nim zostali skażeni przez inwazję krzyża. Zwracamy się więc do tradycji, ale nie tradycji choroby. Wątek zerwany jest do nawiązania. Bliską nam postawę wobec życia i świata reprezentował ruch, wiążący się z postacią księcia, Masława. Do tej tradycji dziś się zwracamy. Oczywiście śmieszne jest odnawianie symboliki Swantewita, Swarożyca, itd. Kwestie bałwanów niech zostaną dla bałianów. Chodzi o żywą więź tego samego stosunku do życia; a ta jest wspólna.

2. Ciąg polakatolicki

Przeciętnie co trzydzieści lat skład pokoleń ulega radykalnej zmianie: jedni wymierają, inni się rodzą i dojrzewają. A pomimo to istnieje ciągłość pracy dziejowej, ciągłość tych samych cech usposobienia, który nazywamy charakterem narodowym. Od przeszło trzystu lat zachowuje się ciągłość polskiego indywidualizmu wegetacyjnego i kierunku rozwojowego, który znaczy się wielkimi klęskami. Linia rozwojowa Polski od XVI wieku jest czymś najbardziej zadziwiającym. Jeszcze w XVI wieku, po dźwignięciu się w epoce Jagiellońskiej, Polska należy do rzędu czołowych mocarstw, a już o dwa wieki później znika w ogóle z mapy politycznej świata. Kierunek tej niezwykłej ewolucji historycznej nie zmienił się w późniejszym czasie.
Mając poza sobą dwudziestolecie Drugiej Rzeczypospolitej lat 1918-1939 wiemy, że i tam zaznaczyła się ta sama tendencja. Wrzesień 1939 nie był wcale przypadkiem. Aż do ostatnich lat dla wnikliwego umysłu są widoczne wątki, które wyznaczały tragiczny bieg Polski. Wątki te są czymś zupełnie odmiennym niż to, co się mówi o przyczynach upadku w polskich podręcznikach historii ojczystej, niż to, co o tym myśli i mówi przeciętny Polak. Wszechstronny uwiąd cywilizacyjny narodu jest zjawiskiem najbardziej elementarnym. Tkwi on swymi korzeniami w rdzeniu tego, co nazywamy polskością, co jest równoznaczne z tym, co naród czci i wielbi jako swoje "ja" historyczno-społeczne. Dzięki temu nie ma mowy o tym, by istota choroby mogła być uświadomioną. Gdyby to bowiem nastąpiło, byłaby to chwila najgłębszego zwątpienia, a tym samym i utraty wiary we własną wartość. Świadomość zbiorowa przed takim skojarzeniem odruchowo się broni. Woli ona dostrzegać tylko bijące w oczy wyniki; ukazujące się jako stały niedomóg polityczny Polski, niekończący się szereg, klęsk historycznych. Tym zewnętrznym niedociągnięciom, stałym niepowodzeniom, usiłuje się naród przeciwstawić. I to stanowi ośrodek jego myśli, trosk, planów i dążeń.
Pomimo to jednak stajemy na stanowisku, że naród polski biologicznie jest zdrowy. Odrzucamy wszelki rasizm. Podłoże biologiczne, typ rasowy Polaka w niczym istotnym nie różni się od mieszanki rasowej innych narodów Europy. Polacy za granicą bardzo często wyróżniają się wielkimi zdolnościami i mają dobrą opinię. I tylko w kraju, we własnym kręgu, w historycznych stosunkach wysnutych z panujących zasad, rodzą się owoce najbardziej gorzkie i zgubne: Na polskiej ziemi, w rodzimych stosunkach, od dziesięciu pokoleń bo od przełomowego wieku XVI demonstrujemy naszą nieporadność, słabość, marazm i biedę. Jest rzeczą znaną, że od XVII wieku stoczyliśmy się na szary koniec wśród narodów Europy, że w ciągu lat 1918-1939 straciliśmy wiele pozycji, które odziedziczyliśmy z lat długiej niewoli. Daremno jednak szukalibyśmy refleksu tych elementarnych faktów w świadomości zbiorowej. Dominuje w niej bowiem rozpaczliwy, podświadomy odruch niewnikania w podłoże tej fatalnej linii ewolucji; a tylko przeciwstawiania się jej dotkliwym następstwom. Moglibyśmy to sformułować w tezie, że istnieje zasadnicze przeciwieństwo pomiędzy tym, co naród realizuje w swym codziennym życiu, do czego dąży, a tym, co powinien czynić, gdyby chciał być silnym i twórczym w danych vrarunkach historycznych.
Innymi słowy przeciwieństwo to polega na dążeniu całego narodu, w ciągu wielu pokoleń, przez wszystkie warstwy i klasy społeczne, do realizacji wspakulturowego ideału życia. Ideał życiowy, znamionujący się sielskością, miękkością, zlurnieniem energii, jest podstawą polskiej kultury duchowej, społecznej, materialnej. On to stanowi cechę specyficzną polskości w ogóle. Każda warstwa społeczna spełnia jego założenia w ramach swych możliwości. Ideał ten na całej linii jest pełnym przeciwieństwem tego wszystkiego, co winno się czynić, jeśli się chce stworzyć silne, niezależne ognisko pracy dziejotwórczej, dającej swój wkład do skarbnicy osiągnięćludzkości. Pisałem już gdzie indziej, że na tym miejscu gdzie leży Polska utrzymać się i rozwijać może tylko naród o wysokiej prężności i dynamice życiowej. Naród polski natomiast od trzech wieków hoduje typ życia, szczególnie obcy jakiemuś wyższemu napięciu. Sielskość anielskość, wakacje życiowe, odprężenie jest szczytowym celem licznych pokoleń, wszelkich klas i warstw. Jeśli są głosy wołające o żywszą dynamikę, to tylko po to, by usunąć, trudności piętrzące się na drodze do wyśnionego celu, lub też żądające napięcia i wytężenia w imię obrony przed wrogimi zakusami, chcącymi ową idylliczną sielskość zamącić. Ideał wegetacyjnego życia pozostaje nadal wartością w pełni respektowaną.

3. Charakter narodowy jako źródło upadku

Niż cywilizacyjny wraz z jego konsekwencjami historycznymi nie jest więc dla nas czymś zewnętrznym lub przypadkowym, lecz czymś, co organicznie wyrasta z rdzenia "polskości". W tym, co jest najbardziej swojskie, co jest systemem wartości tradycyjnych, hodowanych przez naród, upatrujemy źródło naszego upadku. Tak, - uwiąd emocjonalny stanowi podstawową właściwość oddziaływania naszych treści tradycyjnych. Z surowego materiału biologicznego, jakim jest każdy osobnik rodzący się i dojrzewający w środowisku polskim, system treści tradycyjnych kształtuje typ Polaka o znacznie osłabionej dynamice dążeń życiowych. jakiż to jest typ psychiczny? Użyłem dlań gdzie indziej nazwy: "indywidualizm wegetacyjny". Środowisko polskie w niezmiernie prawidłowy sposób hoduje psychikę człowieka, dla której określenie "indywidualizm wegetacyjny" najbardziej jest odpowiednie.
Ale co to jest indywidualizm wegetacyjny? nazwa ta nie powinna być tylko wyzwiskiem; kryją się za nią problemy bardzo głębokie. W pracy mojej pt. "Walka o zasady" kwestię tę poddałem pewnej analizie, rozwijając i pogłębiając treść indywidualizmu wegetacyjnego.
Indywidualizm wegetazyjny jest zasadniczym rysem polskiego charakteru narodowego. Temu zagadnieniu winna być poświęcona specjalna praca. Wyjaśnienie - czym jest polski charakter narodowy, jakie siły go kształtują i utrzymują, posiada doniosłe znaczenie. Przyłączamy się do zdania Arystotelesa, że chcąc rozwiązać jakiś węzeł, trzeba najpierw wiedzieć, jak on został zawiązany. W stosunku do indywidualizmu wegetacyjnego stosujemy zasadnicze kryterium: wydajności i sprawczości cywilizacyjnej grupy. Dzięki temu uzyskujemy siatkę pojęciową, pozwalającą na wnikliwą i pragmatyczną ocenę tego fenomenu. Znika wszelka zawiłość i mglistość. I tą drogą pójdzie badanie naukowe. Jasne, że ta droga była zamknięta dla wszystkich Polaków, którzy nie byli zdolni do zajęcia zdecydowanie krytycznego stanowiska wobec "polskości". Będąc produktem tejże "polskości", z czcią odnosząc się do wartośi polskiego indywidualizmu wegetacyjnego, nie mogli z natury rzeczy zdobyć się na "bluźnierstwo" przewartościowania "świętości". Dopiero uzyskanie innego punktu oparcia pozwala nam na zasadniczą krytykę tradycji narodowej. Z tej krytyki rodzi się teoria polskiego charakteru narodowego i krytyczny stosunek do indywidualizmu wegetacyjnego i wszystkich jego pochodnych. Tu też znajduje się podstawa najgłębszych przewartościowań, otwierających perspektywy na zasadniczą odmianę nurtu dziejów polskich.
Wzmiankowaliśmy, że indywidualizm wegetacyjny jest zagadnieniem bardzo głębokim. Nie jest on wcale jakimś przypadkowym zsumowaniem historycznych wad i błędów, jak to by chcieli widzieć nieświadomi jego obrońcy i zapalczywi wyznawcy. Indywidualizm wegetacyjny jako cecha polskiego charakteru narodowego jest przejawem najgłębszego schorzenia gatunku ludzkiego. To nie są wcale jakieś "wady", lecz konsekwentnie rozwinięty i uformowany stosunek do bytu człowieka, który uległ wspakulturowemu wykolejeniu. Oczywiście stopień realizacji tego wynaturzenia, czystość jego wyrazu może być niesłychanie różnoraka.
Jak już o tym była mowa, pierwszą zasadą polskiego indywidualizmu wegetacyjnego jest poczucie, że głównym nurtem życia ludzkiego jest sycenie się szczęściem czystego trwania fizjologicznego. Stąd wynika odruch obronny wobec naporu obiektywnych zadań, które nam narzuca rytm społeczno-historyczny. Nazwałem to gdzie indziej "wzgardą dzieła". Niezależność od czegoś, wolność od wszystkiego, oto opiewany ideał życia. Na tym tylko tle może zakwitnąć druga właściwość: kult odosobnionej, wolnej od wszelkich obowiązków i zadań, nagiej egzystencji. Stąd znów wynika bezodpowiedzialny utylitaryzm, konsumpcyjny stosunek do życia. W środowisku, składającym się z takich jednostek, normą naczelną, pozwalającą na współżycie, jest tylko bierna dobroć nagich egzystencji, do niczego nie dążących poza lubym spokojem. Godziwym, pożądanym człowiekiem jest więc ten, który nic nie robi, ma mało pragnień, do niczego nie dąży; musi on odpowiednio organizować swoją psychikę, by zawczasu zdusić w sobie wszelkie zdrożności; stąd wypływa jałowy moralizm.
Indywidualizm wegetacyjny jest więc zestalonym wyrazem wspakultury w polskiej umysłowości. Zasady jego są następujące:
a. wzgarda dzieła,
b. kult nagiej egzystencji,
c. bierna dobroć nagich egzystencji
d. jałowy moralizm.
Zasady powyższe stanowią kręgosłup polskiego charakteru narodowego. Wyznaczają one odrębność polskiego profilu. Nim się chlubimy. Na podstawie tych zasad oceniamy inne narody i utwierdzamy się w poczuciu własnej wyższości. Uważa się te zasady za tytuł do chluby jako wykładnik "prawdziwej", "humanistycznej" kultury, będącej przeciwieństwem "zmaterializowania", "zatracenia" osobowości, itd. Jednostka ludzka, hodowana w takich zasadach, musi ulec daleko idącemu rozstrojowi wewnętrznemu i obniżeniu dynamiki odruchów. To znów umożliwia doznawanie cichego szczęścia statyki i odprężenia. Jednostki zużyte, zmęczone, starcze, w takiej atmosferze czują się doskonale. Ich sposób doznawania życia można więc przyjąć jako coś typowego, "narodowego", "polskiego". Stąd płynie duch zadowolenia i sytego spokoju, znajdujący swój wyraz w stwierdzeniu, że "uczestniczyliśmy już w wytyczaniu linii Dobra powszechnego chrześcijaństwa - i wytyczaliśmy ją odmiennie od społeczeństw Zachodu, a zupełnie dobrze." (Feliks Koneczny, "Polskie Logos a Ethos", Poznań 1921, t. II, s. 293).
Zawsze więc "Dla ogółu Polaków Polska, jako wartość wspólna wszystkim, to wartość kościelno-religijna, to system obrzędowy z kastą kopłańską inteligencji. Z punktu widzenia całości Polska to nie była wspólnota czynu zbniorowego, ożywiona wolą budowy szczęśliwej doli człowieka i ogarniająca wszystkich w poczuciu wielkości historycznego zadania i radości współtworzenia. W lekceważeniu materialnej cywilizacji widzi się często wyższość duchową Polaka." (Józef Chałasiński, "Społeczna genealogia inteligencji polskiej", Warszawa 1946, s. 73).
Na takim podłożu łatwo mogło się utrwalić poczucie błogostanu, ufności w przyszłość i wiara w jakieś "nieprzemijające"wartości, które się reprezentuje. Zasadniczy rewizjonizm, sięgający do samego dna, nigdy się nie mógł zrodzić; przeciwieństwa u podstaw bytu zbiorowego mogły narastać bez przeszkód.

4. Mechanika zastoju

Charakter narodowy nie jest już dla nas czymś mistycznym i nieuchwytnym. Dyspozycje polskiego człowieka są wynikiem oddziaływania instytucji, nalażących do kręgu kultury duchowej. W instytucjach tych zostały utrwalone w sposób wyżej omówiony zasady indywidualizmu wegetacyjnego, które następnie w automatyczny nieomal sposób jednolicie urabiają umysły kolejno nadążających pokoleń. Środowisko społeczne, będąc uformowane w taki sposób, działa następnie na podobieństwo matrycy, odbijającej się na czystym papierze kolejnych generacji. Tajemnica trwania indywidualizmu wegetacycnego przestała już być tajemnicą. Z tego zrobimy użytek właściwy, polegający na dążeniu do pozbycia się wszystkich wrzodów indywidualizmu wegetacyjnego, wbrew tym, którzy te liszaje uważają za szczególne powaby.
Ciągłość polskiego marazmu jest wyjaśniona dzięki uświadomieniu sobie, czym jest sławetny rodzimy indywidualizm i ogarnięciu mechanizmu jego przekazywania poprzez społeczny system wychowawczy. Jednolity profil duchowy milionów Polaków jest równoznaczny z ich rozbrojeniem pod względem wydajności pracy cywilizacyjnej. Dobry Polak, przyswajając sobie narzędzia, pojęcia i instrumenty techmiki, wytwarzane w kręgu cywilizacji zachodniej, zawsze ma gdzieś w głębi duszy przeświadczenie, że nie może dopuścić do tego, by one miały zapanować nad nim, by stały się tyranami jego osobowości, by owładnęły nim jako nadrzędne namiętności pracy, zapamiętałego dążenia do twórczości, itd. Jako technik, lekarz, ekonomista, rolnik, dobry Polak uważa, że wiedza, umiejętności nabywane z dorobku twórczych narodów nie powinny stać się jego pasją. Dystans w stosunku do świata instrumentów, którymi są pojęcia, nauka, idee, technika, - poczucie, że powinny one służyć raczej wygodzie, podwyższeniu stopy życiowej, zapewnieniu stanowiska, utrzymaniu rodziny, - oto konsekwencje indywidualizmu wegetacyjnego. A dalszym następstwem jest to, że dobry Polak nie potrafi w pełni wykorzystać nabytej wiedzy, umiejętności, nauki, pojęć ogólnych. Dobry Polak, studiując w sposób taki sam, jak to czynią Anglicy, Niemcy, itd. dzięki rozszczepieniu emocjonalnemu, o którym mowa, nie potrafi być w równym stopniu wydajnym. Zdobyte narzędzia są chwiejnie osadzone w jego osobowości. Stąd płynie ogólna jałowość. Przeciętny inteligent polski jest mniej pogłębiony, mniej zwarty wewnętrznie i bardziej jałowy, niż z pozoru podobny doń inteligent Zachodu. To samo powiedzieć możemy o całym narodzie, który pomimo ocierania się o gotowe nawet wzory wytężonej pracy na różnych odcinkach, nie jest zdolem dostroić się do jej rytmu.
Dzięki temu regułą jest zachowanie współczynnika zacofania i mniejszej wydajności pracy cywilizacyjnej. Można przewidzieć, jakie będą tego skutki. Niższość tętna życiowego Polski jest czymś prawidłowym, jeśli się uwzględni totalne władztwo światopoglądu katolickiego w duszy narodu. Podobny był los szeregu narodów, które nie obroniły się przed inwazją choroby. Zdynamizowany wojną trzydziestoletnią katolicyzm sprawnie owładnął kulturą Hiszpanii, Włoch, Irlandii, Austrii. Uwiąd cywilizacyjny był proporcjonalny do stopnia skatoliczenia. Wiemy, co się działo z nami. Dzięki temu katolicyzm stał się synonimem polskości. I tak jest do dziś. Konsekwencje tego są ogromne. "Od XVI wieku już zaczyna dla nas nie istnieć to, co jest pracą ludzkości. Od XVI wieku jesteśmy już wćuropie gapiami przyglądającymi się z paradyzu wielkiemu dramatowi świata. To, co ludzkości życie stanowiło, jej cała krwawa praca, jest dla nas rozrywką. " (Stanisław Brzozowski, "Współczesna powieść polska", Stanisławów 1907, s. 75).
Niższość tętna życiowego, trwajśca tak długo, musiała się nawarstwiać w postępującym niżu cywilizacyjnym. Nic więc dziwnego, że "Od wojen, które spadły na Polskę za Jana Kazimierza, i od czasu zerwania sejmu przez Sicińskiego, poczyna w literaturze politycznej brać górę pogląd pesymistyczny na Rzplitą, hamowany częściowo dzięki sukcesom militarnym Jana III, aby już wyłącznie zapanować w wieku XVIII. Ze smutkiem przyznać trzeba, że nie tylko zwyrodnienie urządzeń politycznych ale i niewątpliwa deprawacji charakteru narodowego była przyczyną zapanowania sądów ujemnych w literaturze." (Stanisław Kot, "Rzeczpospolita Polska w Literaturze Politycznej Zachodu", Kraków 1919, s. 243).
Cofanie się Polski ujawnia się we wszystkich dziedzinach. Choroba, zaszczepiona polskiej psychice zbiorowej, obniża wydajność cywilizacyjną tak dalece, że naród nie jest zdolen zapewnić sobie sprawności gospodarczej, wystwrczającej do wyżywienia przyrostu naturalnego ludności. Dzięki temu mamy paradoks względnego cofania się Polski pod względem potencjału ludnościowego. Podobnie było z resztą narodów, rozbrojonych przez władztwo katolicyzmu. Od roku 1580, wg obliczeń Woytinsky'ego i Bujaka. ludność głównych państw europejskich rozwijała się następująco:

Ludność w milionach Przyrost procentowy
1580 1680 1772 przy 1580 = 100
Polska 10,0 9,5 11,0 10,0
Włochy 10,4 11,5 12,8 23,0
Hiszpania 8,1 9,2 9,9 22,0
Francja 14,3 18,8 25,1 75,0
Anglia 4,6 5,5 9,6 109,0
Prusy 1,0 1,5 4,0 300,0
Rosja 4,3 12,6 19,0 342,0

Oczywiście w zestawieniu powyższym trzeba uwzględnić ekspansję terytorialną naszych sąsiadów, której nic przeciwstawić Polska nie była w stanie. Podkreślić należy, że w państwie polskim Jagiellonów było 5 milionów Polaków, a więc więcej, niż w tym samym czasie Anglosasów lub Rosjan. A teraz zastanówmy się na chwilę, jak te propozycje zmieniły się przerażająco. Wszak dziś Anglosasów jest około 200 milionów, tj. dziesięciokrotnie więcej, a Rosjan - ponad 100 milionów, czyli czterokrotnie więcej.
Oczywiście jest to tylko jeden z wycinków pogrążania się Polski w niżu cywilizacyjnym. Dopiero w wieku XIX, gdyśmy stracili ster swego życia, mogła się wyzwolić lawina przyrostu ludnościowego, z którym nie wiedziano co robić w Drugiej Rzeczypospolitej. Nawarstwianie się niżu cywilizacyjnego odbywało się i w innych dziedzinach. Likwidacja państwa polskiego jako tworu nieprzystosowanego do warunków miejsca i czasu była więc czymś zdeterminowanym. To tylko dla umysłów polskich, pogrążonych w błogostanie, wynikającym z osiągania swego sielsko-wegetacyjnego ideału życiowego, - niewiadomo dlaczego i skąd zjawiali się "podstępni zaborcy" i mącili upojną słodycz niefrasobliwych wczasów narodowych. Dla nas mechanika tych zjawisk jest zupełnie odmienna; jeśli budzą one postawę oburzenia moralnego, to zupełnie przeciw komu innemu, chociaż ten ktoś może się czuś tym mocno zdumiony.

* * *

Polska stała się jednym z obiektów rozprzestrzenienia epidemii wspakultury. Przebieg procesu był klasyczny:
1. Zniszczona została pierwotna samowiedza naturalizmu słowiańskiego,
2. Wspakultura opanowała organy ideomatrycy obiektywnej,
3. Z kolei wdrążyła się (od XVI w. ) w ideomatrycę psychologiczną,
4. Wyłoniła się antynomia dziejowa Polski jako wykładnik stopnia przeżarcia psychiki polskiej przez raka bezdziejów.

Brak komentarzy: