Przyjęcie przez Polskę chrześcijaństwa rzymskiego w roku 966, było zdarzeniem decydującym nie tylko o losach narodu polskiego. Zdecydowało ono też o losach germaństwa i katolicyzmu. Mimo tak ogromnej doniosłości tego zdarzenia niewiarygodną jest powszechna bezkrytyczność, z jaką jest ono komentowane przez pisarzy. Cała literatura traktująca o Mieszku I Piaście jest idealnie wyprana ze wszelkiej próby obiektywnej analizy dzieła tego władcy. Nawyk przypisywania politycznej mądrości Mieszkowi1 jest tak silny, powszechny i tak głęboko wprowadzony w powszechną opinię, że każda próba krytyki jest uważana za niecny zamach na wkład narodu polskiego w dorobek cywilizacyjny ludzkości. To historyczne tabu wyklucza jakąkolwiek potrzebę rzeczowej rewizji i praktycznie zwalnia uczonych i wszystkich traktujących o tym przedmiocie ze wszelkiej próby samodzielnego myślenia. Utrwaliła się na przestrzeni wieków opinia absolutna, że Mieszko I Piast był władcą genialnym, który lud swój wyprowadził z mroków nocy zacofania i prymitywu na świetlaną łąkę szlachetnej cywilizacji.
A to nie pokrywa się z prawdą. Cała bowiem literatura dotycząca Mieszka I Piasta i okoliczności jego decyzji przyjęcia katolicyzmu jest, niestety, bezkrytyczna…
Wszyscy piszący o tych zagadnieniach ulegają temu samemu, tragicznemu nawykowi. Bez żadnej próby obiektywnej analizy okoliczności tego zdarzenia, wszyscy przypisują Mieszkowi I Piastowi wyjątkowe zdolności polityczne i wszyscy uważają, że przyjęcie katolicyzmu przez niego było brzemienne w zbawienne konsekwencje dla narodu polskiego. Żaden pisarz nawet nie usiłuje krytykować tego wodza, który przemyka od tysiąca lat przez sieć obiektywnej krytyki i permanentnie przesłania widnokrąg życia politycznego. Żadna z historycznych postaci nie jest tak wspaniałomyślnie traktowana przez literaturę, jak Mieszko I Piast. Toteż spróbujmy przyjrzeć się bliżej okolicznościom, powodom i konsekwencjom przyjęcia katolicyzmu przez Mieszka I Piasta.
Wszyscy uczeni zgadzają się dziś, że ani Mieszko I osobiście, ani jego lud nie miał żadnej duchowej potrzeby zmiany wiary, głównie i przede wszystkim dlatego, że katolickiego Bożka nie znali. Nie ma bowiem żadnych śladów pracy misyjnej Kościoła katolickiego na ziemiach pra -polskich przed przyjęciem judeochrześcijaństwa przez Mieszka. Zdawało by się, że tak brzemienną w konsekwencję decyzję władcy powinna była poprzedzić żmudna przygotowawcza praca misyjna. Żaden bowiem inny naród nie zmienił w żadnych okolicznościach swej wiary tak, zdawało by się beztrosko, jak miałby to uczynić naród polski. Nie ma w historii powszechnej wypadku ażeby jakiś naród tak bez oporu, bez walki, bez żalu, niemal ochoczo, porzucił wiarę swoich przodków z dnia na dzień ni stąd ni zowąd.
Zwykle odbywało się to inaczej. Sasowie chrzczeni byli przez Karola Wielkiego okrutnie, bezwzględnie, ogniem i mieczem, a jednak Jakub Bainville powiada, że; „lesucess de Charlemagne fut plus apparaent gue profond”. Tak więc tylko Polanie mieliby, tak jakoś bez żadnego wahania wyprzeć się wiary ojców i wpaść z radością w objęcia nieznanego sobie bożka. Nie do przyjęcia jest dzisiaj wersja „cudownego przejrzenia”. Nie do przyjęcia jest taka możliwość!
Toteż nie-sparaliżowana mitami logika i konsekwentne myślenie każe się domyśleć, że wprowadzony siłą obcy, nieznany bóg spowodował, że najodporniejszy, najwierniejszy, najbardziej patriotyczny element społeczeństwa Polan musiał być zlikwidowany. W konsekwencji państwo Mieszka I samo jako takie musiało się zdecydowanie osłabić. Społeczność rozbiła się na uległych i nieugiętych. Należy się domyśleć, że proces likwidacji wewnętrznej opozycji nie był ani wcale krótki, ani łagodny. W odniesieniu do całej Słowiańszczyzny, wprowadzony „koń trojański” w jej samo serce, musiał wzbudzić w naszych słowiańskich sąsiadach pogardę i podejrzliwość, która przetrwała do naszych czasów.
Sam Mieszko I nie zyskał niczego w oczach swoich, ale wiele stracił. Jeśli rekompensatą miały być dobre stosunki z cesarstwem przez żonę Dąbrówkę, to - niestety - Niemcy nie wierzyli Mieszkowi zupełnie. Bo i jak mieliby mu wierzyć, przecież, właśnie z ich namowy porzucił wiarę ojców, spuściznę ideową, lojalność plemienną, własną suwerenność dla... ? zemsty na bratnim plemieniu. Toteż w momencie próby nie zadowolili się słowem Mieszka I a -wprost przeciwnie - zażądali i otrzymali jego pierworodnego syna Bolesława na... zakładnika.
Czytelnika historii powszechnej zaskakuje, jak grom z jasnego nieba, fakt przyjęcia zachodniego chrześcijaństwa przez księcia Polan. Wygląda jak gdyby nikt się takiego obrotu sprawy nie spodziewał, nikt nie był na to przygotowany, a już najmniej sam chyba lud księcia Mieszka I
Dlaczego więc tak się stało? Komu faktycznie na takim obrocie sprawy zależeć mogło? Czyim interesom faktycznie miało to zdarzenie służyć? Czy przyjęcie chrześcijaństwa przez Mieszka I miało być powszechnie upragnione?
Niewiarygodne
Niewiarygodne tym bardziej, że gdzieś na początku dziesiątego wieku chrześcijańskiej ery, to jest mniej więcej od czasu przyjęcia przez Polskę rzymskiego judeochrześcijaństwa, zaczyna się w Europie obłędny taniec śmierci. Pokolenie za pokoleniem znajduje powód i potrzebę mordowania bliźniego. Niewiarygodne ale prawdziwe, że nawet dziś i w XX wieku, właśnie Europa trwa w malignie ludobójstwa pod czujnym okiem milczących papieży.
Właśnie ta chrześcijańska Europa dziś jeszcze trwa w panicznym strachu, wprzęgnięta w gigantyczne zmagania o władze totalną, absolutną nad światem. . .
Spróbujmy znaleźć się w sytuacji Europy za czasów Mieszka I Piasta. Michał Bobrzyński w „Dziejach Polski” powiada:
„Mieszko wstąpił na tron gnieźnieńsko -poznański w roku 960, a więc w chwili, kiedy sprawa podboju ludów słowiańskich nad Elbą i Odrą wystąpiła ponownie na pierwszy plan polityki narodowej Niemiec”.
Mając to na uwadze, spróbujmy rzeczowo i obiektywnie zrewidować okoliczności, powody i konsekwencję czynu Mieszka I Piasta. Tylko uczyńmy to bez okłamywania się, bez samouwielbienia, bez podbijania narodowego bębenka próżnej dumy. Spróbujmy poszargać „narodowymi świętościami”. Może wreszcie uda się strząsnąć robactwo mitów „zachodniości” z naszego słowiańskiego dziedzictwa.
W „Polsce Piastów” Paweł Jasienica powiada:
„pomiędzy 1300 a 400 rokiem przed chrześcijańską erą na ziemiach późniejszej Polski rozwinęła się i bogato rozkwitła kultura zwana „ Łużycką” i uważana za sam świt dziejów Słowiańszczyzny”
Kolebką tej kultury są ziemię Polski Zachodniej. Tak więc trzynaście wieków przed Chrystusem byliśmy tam, gdzie dziś jesteśmy i otoczeni byliśmy Słowiaństwem sięgającym za zachód aż po Łebę.
I powiada dalej Paweł Jasienica, że dopiero:” W ostatnich stuleciach przed chrześcijańską erą na Pomorzu Zaodrzańskim pokazały się germańskie ludy Burgundów i Wandalów. w I wieku chrześcijańskiej ery, napłynęli łodziami ze Skandynawii i wylądowali przy ujściu Wisły Goci, a w ślad za nimi Gepidowie. Pobyt ich na Pomorzu nie trwał zbyt długo. W paręset lat później oba te szczepy znalazły się aż nad Morzem Czarnym. Droga, która je zawiodła w tak odległe strony, prowadziła być może przez ziemie polskie. Ale niektórzy uczeni przeczą temu i twierdzą że Germanie posuwali się wzdłuż Dunaju. Jakkolwiek było, trzeba podkreślić, że Germaństwo najechało po raz pierwszy ziemię słowiańskie około dwa tysiące lat temu i, nie zostawiając po sobie żadnych śladów własnej cywilizacji, rozpłynęło się w morzu Słowiaństwa.
Na okres ten przypada też zmierzch imperium rzymskiego, którego legiony zetknęły się ze światem słowiańskim mniej więcej na linii rzeki Łaby. Agendy upadającego Imperium Rzymskiego przyjmuje na przestrzeni ośmiu wieków judeochrześcijaństwo. w roku814 umiera Karol Wielki i datę tę można uważać za koniec tego procesu. . I znów w tym czasie judeochrześcijaństwo na jego wschodnich w Europie rubieżach sięga dokładnie tam, gdzie zaszły legiony rzymskie i nie dalej; mniej więcej wzdłuż rzeki łaby. Mimo permanentnego stanu wojennego i bezwzględnego parcia na wschód zbrojnych barbarzyńców krzyżowych (gdyż Drang nach Osten jest tak stary jak chrześcijaństwo i Bicmark niczego nie wymyślił a tylko zdemaskował własny zakon)Słowiańszczyzna skutecznie wytrzymuje napór i - można najogólniej stwierdzić-nie oddaje” ani piędzi ziemi ojców” najeźdźcom w ciągu następnych długich lat 150.
Albowiem w sto pięćdziesiąt lat po śmierci Karola Wielkiego Łużyczanie, Lutycy, Wielecfi, Obodryci siedzą mocno na swoich ojcowiznach. Mało tego. Żydowski podróżnik Ibrahim ibn Jakub zapisał w roku 965 co następuje: „w ogóle Słowianie są to ludzie odważni i zaczepni, gdyby nie było wśród nich rozdwojenia wskutek wielu rozgałęzień ich pokoleń (plemion) i rozdrobnienia ich plemion, żaden lud na ziemi nie mógł się potęgą z nimi mierzyć. ”
(Przyznać trzeba, że słusznie ten żyd zauważył, że gdyby nie słowiańskie kłótnie, moglibyśmy wiele zdziałać).
A potem ten sam żydowski podróżnik przekazuje:
A co się tyczy kraju Mieszka, to jest on najrozleglejszy ze wszystkich krajów Słowiańskich”.
Ibrahim ibn Jakub powiada tak o mieszkowej armii:
„Ma on tysiące pancernych podzielonych na oddziały i setka ich znaczy tyle co 10 secin innych wojowników”.
W samo sedno sprawy trafia Paweł Jasienica pisząc w „Myślach o dawnej Polsce” po prostu, że „Trzeba się wyzbyć psychicznych zahamowań, wynikłych z nędzy naszych późniejszych dziejów”. Potężne było bowiem księstwo Mieszka I Piasta.
Miało doskonała armię, potężne fortyfikacje. Od wieków żyło ono własnym dorobkiem rodzimego intelektu wielkiej cywilizacji Łużyckiej. A historia antyczna wymienia Kalisz jako jedno z największych miast handlowych w ówczesnej Europie. Jeszcze nawet po chrzcie, który musiał obniżyć prężność ekonomiczną narodu, który musiał spowodować straty populacyjne, produkcyjne, i zachwiać istniejący porządek rzeczy, jeszcze - powtórzmy - nawet po przewrocie, tak oto o potędze Polski pierwszych Piastów mówi M Bobrzyński, opisując pobyt Ottona III odwiedzającego trupa św Wojciecha:
„Pielgrzymującego cesarza przyjął Bolesław z całym, na jaki było go stać, przepychem. Popisy wojskowe okazywały siłę, wspaniałe uczty i hojne podarunki dla cesarza i całej drużyny świadczyły o zamożności”.
I dalej o tej wizycie ciągnie Bobrzyński:
„Niemcy byli olśnieni, a przede wszystkim Otto. Pochlebiało to jego dumie, że tak potężny monarcha, jak Bolesław, oddaje mu, jako cesarzowi rzymskiemu, należną cześć i pierwszeństwo, że mu przyrzeka pomoc i współdziałanie”.
W „Koronacjach Pierwszych Piastów” powiada ksiądz walerian Meysztowicz: „Otto III w Gnieźnie w roku 100 koronował Chrobrego na Cesarza –Współ-imperatora”. Dwa główne szlaki międzynarodowej wymiany dóbr materialnych i duchowych przebiegały aż do czasów wypraw krzyżowych, głównie przez terytorium Mieszka I Piasta z północy na południe i ze wschodu na zachód. I nigdy nie będzie za wiele powtórzyć raz jeszcze, że od Zachodu od którego tyle polskość później wycierpiała i tyle strat poniosła, księstwo Mieszka I było osłonięte potężną Słowiańszczyzną Zachodnią, która zatrzymała rzymskie legiony na Łabie , która zatrzymała zaborczą potęgę Karola Wielkiego na Łabie, która Wreszcie Zatrzymała grabieżcze zapędny Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego na Łabie … aż do czasu… Chrztu Polski.
Wprowadzając czytelnika w historię Polski, Michał Bobrzyński powiada:”. . . posłannictwo Polan polegało na tym, ażeby wszystkie szczepy słowiańskie pomiędzy Karpatami a Morzem Bałtyckim, w jedno państwo i naród połączyć. I dalej: „Zadanie takie podjął szczep Polan, mieszkający w samym jadrze Słowiańszczyzny polskiej, a zasłonięty przez Pomorzan od północy, przez Lutyków od zachodu, przez Ślężan i Wiślan od południa, przez Mazurów od wschodu” i dalej: „rozwijał się szczep Polan spokojnie i patrzył co się wokół niego działo, korzystał z doświadczeń innych”.
Nie ma dowodów na to, że Bobrzyński rozmija się z prawdą. jest bardzo prawdopodobne, Ze Polanie mieli zrozumienie takiego posłannictwa i nie ma powodu wątpić, że pradziad Mieszka I nazywał się Ziemowit w imię zjednoczenia Słowian. Bobrzyński każe nam się domyślać, że ojcowie Mieszka I mieli myśl polityczną, że mieli myśl polityczną bardzo ambitną. Musieli zatem orientować się w ówczesnej geografii politycznej, musieli mieć pewne kontakty i rozeznanie własnych możliwości, na którego kanwie takie plany snuć mogli. Nie ulega wątpliwości. że najsilniejszą spoiną i najwartościowszym, najtrwalszym czynnikiem scalenia powinna być wspólna wiara. wspólne pochodzenie” obyczaje, prawo i przede wszystkim wspólny język.
Ale czynnikiem najistotniejszym, najaktualniejszym i najbezpośredniejszym w owym czasie była sprzyjająca koniunktura, dająca Polakom okazję zorganizowania całej Słowiańszczyzny. Albowiem właśnie w tym czasie wszystkie otaczające Polan szczepy słowiańskie były napierane od zewnątrz i wszystkie i pragnęły i potrzebowały pokoju i dobrych stosunków na tyłach.
Na świat słowiański w owym czasie napierały od wschodu ludy Azji, od południa judeochrześcijańskie Czechy, od zachodu wojujące chrześcijaństwo cesarskie, od północy, od strony Bałtyku, z morza Niemcy, Duńczycy i Norwegowie. I wtedy właśnie , właśnie wtedy, ogromem swojej potęgi i ekonomicznej i militarnej powinni byli Polanie zapewnić bezpieczeństwo bratnim szczepom słowiańskim i we wspólną, obronną organizację je włączyć.
Niestety, stało się zupełnie inaczej. Tą optymalną okazję zorganizowania słowian zaprzepaściliśmy na tysiąc lat i bodajże. . . na zawsze. Bo oto przychodzi tragiczny dla całej Słowiańszczyzny - a w świetle wypadków ostatniego stulecia całej Europy-czas rządów Mieszka I Piasta, który na okres tysiąca lat skłócił Słowian od wewnątrz i umożliwił zachodniemu judeochrześcijaństwu ofensywę na wschód.
Na skutek fatalnego dzieła Mieszka I Piasta będą odtąd musieli zniewoleni Polanie oglądać biernie, a czasami popierać, ujarzmianie bratnich szczepów zachodnich i północnych, potem walczyć o swój byt osamotnieni, aby po tysiącu lat omal nie sczeznąć i nie zostać startymi z powierzchni ziemi, i nie zostać zlikwidowanymi w komorach gazowych chrześcijańskich” rycerzy zachodu”, którym Mieszko I umożliwił zbudowanie ich ponurego zakonu podboju
Potwierdza to zresztą mimo woli M Bobrzyński, gdy powiada, że ludy słowiańskie zamiast naśladować Mieszka I Piasta: „oburzały się nań jako na zdrajcę sprawy słowiańskiej, i czynnie przeciw niemu występowały. Czyniły to przede wszystkim nieszczęśliwe ludy połabskie, obstające przy swoim pogaństwie i opierające się rozpaczliwie, lecz nadaremnie krwawemu apostolstwu Niemiec. W walce tej, przeciągającej się w długie lata, musiał też książe polski stawać niejednokrotnie po stronie cesarza, wspólnie masakrować słowiańskich braci, aby tym samym świeże swe chrześcijaństwo jawnie stwierdzać i w granicach swojego państwa zupełną sobie zabezpieczyć swobodę.
Skłóciwszy Słowian od wewnątrz, ruszyło więc , pod pretekstem krzewienia wiary w jezusa, butne bo błogosławione przez” namiestnika” chrystusowego, wszelkiego rodzaju wałęsające się zachodnie „ rycerstwo” chrześcijańskie, dowodzone przez germanów, do przeprowadzenia pierwszego etapu dzieła podboju, mianowicie na zniszczenie Słowiańszczyzny zachodniej.
Celem zrozumienia dziejów Polski i Słowiańszczyzny trzeba absolutnie stwierdzić, że interes Kościoła katolickiego w walce o władzę i panowanie nad światem pokrył się i jeszcze wciąż pokrywa się z interesem Germaństwa, które stale i bez żadnej żenady zgłasza swoje pretensje do rządzenia światem., identycznie jak to czyni Kościół Rzymski. W Europie fakt ten, w czasach o których mówimy, wysublimował się nawet w nazwie wzajemnie wspierających się interesów Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. tak sprawę tę ujmuje M. Bobrzyński: Wyrodziła się z końcem VIII wieku na Zachodzie teoria, że władza najwyższa nad całym światem powinna w rękach cesarza i papieża spoczywać. Cesarz dzierżyć ma władzę świecką, papież kościelną, oba wzajemnie się wspierać. Teoria ta dopomagała wprawdzie czas jakiś papieżom do rozszerzenia granic ich wpływów i do odniesienia nad patriarchą carogrodzkim przewagi, z drugiej jednakże strony oddawała całe społeczeństwo chrześcijańskie u ludów pogańskich w ręce cesarza i narodu niemieckiego, który apostolstwa tego używał za środek do podboju i wytępienia ludów słowiańskich.
Wśród burz i mgły, nasz sztandar trwał, gdy wy już zwątpiliście.
Toporzeł w bój prowadzi nas, by wiarę wskrzesić czynem
Nie dla nas wasz fałszywy bóg, gdy w sercach Polska żyje
kto idzie z nami ten nasz brat, kto przeciw, marnie zginie.
2
Przelanej krwi, nie szkoda nam, zabarwi sztandar Słowian
Już nowych dziejów przyszedł czas, rozprasza mrok pochodnia.
Gdy nad Europą Sławski miecz, obwieści nowe dzieje.
Nic nie pomorze modlitw jęk, i wasi kaznodzieje.
3
Pamiętam w twoich oczach blask-jak ognia jasny płomień
Mówiłeś: spójrz, to jest nasz kraj, ta ziemia naszym domem
dziś gdy cię nie ma, z nami juz, została w sercach chwila
i echo niesie głos twych słów, choć już cię tutaj, niema
4
Zwycięstwa, wierze przyjdzie dzień, choć drogo przyjdzie płacić
Dla tej idei oddam krew, dla Polski - mojej matki
i nie zrozumie mnie nikt z was, kto nie zna tej miłości
za którą warto umrzeć, żyć, za którą warto, walczyć!
ŻYCIE I ŚMIERĆ DLA SŁOWIAŃSZCZYZNY!
1
Przybyli ufni w swoje miecze, przybyli ufni w krzyża znak
lecz my ich tutaj czekaliśmy, by zasiać w krnąbrnych sercach strach!
Przybyli palić nasze domy, przybyli żądni naszej krwi
lecz nikt z nich nie wie, co go czeka, i łudzi się że będzie żyć!
2
Przybyli wierząc swemu bogu, że da im siłę, wielka moc
lecz nikt z was nie zna siły gromu, a w naszej duszy tysiąc słońc
przybyli gwałcić, kraść, zabijać, dobra nowinę niosą nam?
lecz my nie chcemy tutaj, krzyża, nie chcemy, tutaj, także was
3
Przybyli stawiać swe świątynie, za które płacić każą nam.
Od ust mam dziecku chleb odebrać by złotem spłynął hańby znak!
Przybyli rządzić słowiańszczyzną i swoją prawdę wmawiać nam,
lecz przyjdzie dzień, zapłacą, wszystko, a wolnym będzie Słowian kraj.
4
Za krzywdę, naszej polskiej ziemi, za kłamstwo którym karmią nas
Za matek płacz, za cierpień wieki, zapłacić przyjdzie jeszcze wam!
Za krwawy stos, i pomordowanych, pamięć, za inkwizycji, hardej głos
Za wszystko przyjdzie wam, zapłacić, za każdy w Polskę krwawy cios.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz