Zdajemy sobie sprawę z tego, iż wykład nasz na łamach „Zadrugi”, bynajmniej nie jest tak przejrzysty i jasny, jakbyśmy tego pragnęli. Nie jest to jednak wina „zadrużników”; o tym, iż nie piszemy „zrozumiale”, zadecydował rozwój historyczny narodu w ostatnich stuleciach. On to sprawił, iż najprostsze prawdy, obejmujące szersze zakresy polskiego życia, wydają się być niezrozumiałe, wprost dziwaczne.
Myśl zadrużna dąży do uchylenia mgieł, w które spowite jest życie polskie od stuleci, ukazania przerażającej prawdy. Siły, które w ciągu paru wieków straszliwie wyniszczyły i wyniszczają naród, zabezpieczyły sobie niezmącony spokój w tym dziele, poprzez odpowiednie spreparowanie świadomości polskiej. Właśnie dlatego wykład „Zadrugi” tak „nie jasny”, „nieprzejrzysty”. Kategorie myślowe „Zadrugi” muszą pokonać ów opór myślowy, walczyć o każdy krok.
Spróbujemy cały ten olbrzymi problem streścić w poniższych punktach.
Istotny punkt życia polskiego
Najpierw trzeba uprzytomnić sobie mechanizm rozwoju wewnętrznego Polski od końca XVI w. Cechuje go zastanawiająca prawidłowość. Omawialiśmy poszczególne jego ogniwa. Włączenie się katolicyzmu w konstelację warunków zastanych drugiej połowy XVI w. sprawiło to, iż powstała symbioza szlachecko-katolicka, albo raczej katolicyzm szlachecki. Owocem tej symbiozy było władztwo polityczne kościoła i szlachty, pognębienie innych czynników, a więc w pierwszym rzędzie instytucji władzy monarszej, miast i chłopstwa. Dzięki specyficznym warunkom, które zadecydowały o formach ustroju politycznego (art. „Konstelacja warunków zastanych” w nr. 1 „Zadrugi” r.b.), mieliśmy w ten sposób wyznaczone niektóre elementy przyszłych losów Rzeczypospolitej. Same przez się, nie decydowały one jeszcze o niczym.
Potęga państwa i jego prężność, jest uzależniona od:
a) jedności rządu,
b) jego sprężystości,
c) zdolności do pełnego uruchomienia posiadanych zasobów ludzkich i materialnych,
d) ilości i jakości tych zasobów ludzkich i materialnych. Wszystkie te momenty mogą istnieć zarówno w monarchii absolutnej, demokracji ludowej, szlacheckiej, w systemie rządów oligarchicznych, konstytucyjnych i dyktatorskich; natomiast o ich zaistnieniu decyduje profil duchowy szarego człowieka – przeciętnej społecznej.
Jak się ta sprawa przedstawiała w Polsce? Otóż tu się mieści sedno rzeczy. Katolicyzm szlachecki był tylko zewnętrzną stroną medalu. Jego ważniejsza strona jest niepomiernie i ważniejsza i ciekawsza. Pełne zwycięstwo katolicyzmu w drugiej połowie XVI wieku pociągnęło za sobą niezmiernie ważne konsekwencje: katolicyzm opanował bez reszty system wychowawczy, a więc szkołę, rodzinę i środowisko społeczne, które urabia dojrzewające indywiduum, idee ogólne i dźwignię ich tworzenia – świadomość narodową i jej treść wewnętrzną, język i literaturę, naukę, sztukę a oprócz tego obyczajowość i system pojęć prawnych. Młody Polak, trafiając w tryby tych wszystkich kręgów kulturalnych, ulegał odpowiedniemu urobieniu i ukształtowaniu, dzięki czemu typ Polaka od czasu fatalnej postaci ks. Skargi, aż do naszych czasów w istotnych swych właściwościach duchowych jest ciągle ten sam.
Wyliczone wyżej kręgi kulturalne, urabiające niezliczone miliony Polaków dziesięciu pokoleń, według niezmiennego wzoru, nazywamy polską ideologią grupy, lub też sferą duchową ciągu harmonicznego. Ona decyduje o polskim charakterze narodowym, którego zasadą jest personalizm katolicki.
Znamy już dalsze losy. Profil „przeciętnej społecznej”, urabianej przez polską ideologię grupy, wyznaczał jej zachowanie się w polityce i gospodarstwie. W łożysku demokracji szlacheckiej, pod naciskiem tego typu aktywności, następuje grawitacja ku biegunowi atomistycznemu. Proces ten ujął P. Zimnicki w serii artykułów pt. „Ideały społeczno-polityczne w świetle polskiej ideologii grupy”. Analogicznie w gospodarstwie, gdzie wystąpiła w całej okazałości grawitacja do bieguna tomistycznego, dając w sumie „katolicką harmonię socjalną”. W pierwszej połowie XVII ciążenie ku niej napotykało na opór bezwładności instytucji politycznych i gospodarczych, pochodzących z epoki poprzedniej, jagiellońskiej. Z zapałem hodowana przez jezuito-szlachtę duchowa sfera ciągu harmonicznego, nie znajdowała swego naturalnego uzupełnienia w sferze zewnętrznej, tj. polityce i gospodarstwie. Wojny kozackie usunęły tą przeszkodę. Z chwilą ich ustania mamy od razu pełną katolicką harmonię socjalną. Dla naszych bieda-historyków jest to do dziś dzień niepojęte. Właściwy sens wojen kozackich trafnie ujmuje F. Bujak: „Wszystkie ujemne objawy zaczęły już w pierwszej połowie XVII w. występować, ale dopiero katastrofa wojenna, która napotkała Polskę w połowie XVII w. wyzwoliła je niejako i sprowadziła zwątlenie organizmu politycznego i gospodarczego Rzeczypospolitej *). Zbliżająca się wojna światowa i wstrząs, który wywoła w życiu polskim w pewnych warunkach, spowodować może skutki zbliżone do wojen kozackich – tj. raptowne urzeczywistnienie katolickiej harmonii socjalnej. Oczywiście jest to hipoteza z wielu względów mało prawdopodobna.
Gdy wrócimy teraz do przytoczonych wyżej warunków potęgi państwa, to okaże się, iż ciąg harmoniczny prawie wszystkie je gruntownie unicestwiał. Formy społeczno-polityczne, zbliżające się do swego ideału – bieguna atomistycznego, kazały odnieść do sfery mrzonek, zarówno postulat jedności rządu, jak i jego sprężystość, wraz ze zdolnością uruchomienia posiadanych zasobów ludzkich i rzeczowych. Z drugiej strony biegun tomistyczny, tak dokładnie zrealizowany w epoce saskiej (licząc od wojen kozackich) i z taką precyzją realizowany na naszych oczach w Polsce odrodzonej, skutecznie redukował (i redukuje) ostatni postulat, warunkujący potęgę państwa – ilość i jakość zasobów ludzkich i materialnych.
Wiemy już o zestaleniu się mechanizmu trwania polskiej ideologii grupy, troskliwie utrzymywanej w ruchu przez powszechny związek religijny z siedzibą w Rzymie. Polska ideologia grupy ma trwałą tendencję do przekształcania sfery zewnętrznej tj. polityki i gospodarstwa według swego wzorca wewnętrznego, dającego w rezultacie katolicką harmonię socjalną. W ten sposób powstaje pełny ciąg harmoniczny.
Urzeczywistnianie się ciągu harmonicznego (w sferze wewnętrznej i zewnętrznej) ma miejsce w Polsce niepodległej, po przerwie XIX w. Proces ten nazywamy „recydywą saska”. Ponieważ oznacza ona degradację Państwa, kurczenie się jego potencjału politycznego i zagrożenie niepodległości, w umysłach poszczególnych jednostek rodzi się niepokój (odruch spłoszonej błogości), wyzwalający wolę przeciwstawienia się „nożycom potencjałów zewnętrznych”.
W ten sposób rodzi się ideologia „czynu”, stwarzająca nowy ciąg skutków, który nazwaliśmy „ciągiem reformistycznym”. Ciąg reformistyczny skupia jednostki, przekonane o tym, iż w mechanizmie społeczno-politycznym zaistniał błąd, którego usunięcie rozwiązuje zagadnienie. Widoma niższość polskiego gospodarstwa i potencjału państwowego stwarza postulat lepszego spożytkowania posiadanych zasobów i wiarę, iż na tej drodze wszystkie zagadnienia dadzą się rozwiązać. Jak już pisano na łamach „Zadrugi” w art. „Polityka gospodarcza Polski Niepodległej” – w konsekwencji tych działań reformistycznych wyłaniają się nowe zjawiska społeczne i niezliczone pochodne.
Hierarchia zjawisk społecznych
Im dalej, tym bardziej rozwój wewnętrzny życia polskiego komplikuje się. Zasadniczą tendencją jest urzeczywistnianie pełnego ciągu harmonicznego. Polska ideologia grupy usilnie naciska na plastyczny świat zewnętrzny, za pomocą typu aktywności codziennej milionów Polaków. Odbywa się stałe żłobienie w sferze polityki, gospodarstwa i stosunków socjalnych pewnych linii, które w końcu mają doprowadzić do wyłonienia się katolickiej harmonii socjalnej. Otóż wizja ta, do której ciąży mocą sił wewnętrznych życie polskie, jest sprzeczna z tym wszystkim, co o potędze narodu stanowi. Sprzeczność powyższą określimy pojęciem pierwszej antynomii dziejów polskich.
Im bardziej zbliża się ciąg harmoniczny do swego pełnego urzeczywistnienia, tym większemu skurczeniu ulega potencjał polityczny Polski w porównaniu do sąsiednich narodów, tym bardziej rośnie zagrożenie bytu państwowego. Reakcja odruchu samozachowawczego skierowuje się przeciw widomym, końcowym skutkom, uzmysławiającym niższość Polski, natomiast nie potrąca wcale systemu sił, które ową niższość stwarzają. Jest to zrozumiałe, gdy się zważy, że te siły, to polska ideologia grupy, dusza narodu.
W ten sposób powstaje błędne koło. Ciąg reformistyczny na miejscu „katolickiej harmonii socjalnej”, ku której całe życie polskie grawituje, stawia wizje rzeczywistości całkiem odrębnej; rzeczywistość ta jest postulatem, jaki stwarza konieczność utrzymania Państwa wśród prężnych narodów. Pamiętajmy jednak, iż jednostki tkwiące w ciągu harmonicznym, jak i reformistycznym, w swoich głębszych pokładach duchowych posiadają tę samą treść; jednostka drugiego typu różni się od pierwszej w tym tylko, iż uznaje twarde konieczności i im się podporządkowuje.
Ponieważ ciąg reformistyczny nie narusza w niczym sił stwarzający fakt degradacji Polski (polską ideologię grupy), lecz próbuje tylko łatać i poprawiać końcowe skutki, które one stwarzają, nic dziwnego, iż wyniki ostateczne są całkowicie nieomal jałowe. Stanowi to o drugiej antynomii dziejów Polski. Obok jałowości ciągu reformistycznego, występują jego liczne nieprzewidziane, wtórne skutki. W fazie wzmożonej aktywności ciągu reformistycznego (epoka sejmu czteroletniego i konstytucji 3-go maja, Polska po 1926 r.), pochodne jego oddziaływań wysuwają się na czoło życia społecznego i przysłaniają istotny, głęboki nurt – ewolucję ciągu harmonicznego.
Hierarchia sił i zjawisk dałaby się ująć mniej więcej tak:
1. Ciąg harmoniczny. Dążność polskiej ideologii grupy do uporządkowania sfery zewnętrznej polskiego życia (polityka, gospodarstwo) według swego wzoru wewnętrznego tj. dążność do katolickiej harmonii socjalnej. W Polsce Odrodzonej jest to proces „recydywy saskiej”.
2. Ciąg reformistyczny. Kierunek woli zbiorowej, wywodzący się z odruchu samozachowawczego (odruch spłoszonej błogości), uzbrojony w aparat państwowy, dążący do takiego ukształtowania sfery zewnętrznej polskiego życia (polityki, gospodarstwa), by usunąć zmorę zagrożenia tj. „nożyc potencjałów zewnętrznych”. Musi więc być zmontowany ogromny system dźwigni, które zmieniają przebiegi życia społecznego, skierują w inne uplanowane łożyska. W polityce gospodarczej przyjmie to postać „systemu dźwigania oaz wysokiego poziomu produkcyjnego”, tj. kartelizacja, odpowiednia polityka celna, system kredytowy, podatkowy, subwencjonowanie, zarządzenia administracyjne itp. W polityce wewnętrznej doprowadzić to musi do rządów dyktatorskich, systemu policyjnego, biurokratyzacji, wszechwładzy administracji itd.
3. Pochodne ścierania się obu ciągów. Tendencje rozwojowe obu ciągów są przeciwbieżne, ścierające się na całej linii. Łatwo sobie wyobrazić napięcie antagonizmu, gdy weźmie się pod uwagę zasadniczą jałowość ciągu reformistycznego. Próbuje on dokonać rzeczy niemożliwych. Np. w gospodarstwie: ilość dóbr, urządzeń, kapitałów jest równa pracy ludzkiej, fizycznej i umysłowej, jaką wyłożył z siebie zespół, składający się z x-milionów jednostek. Jest więc rzeczą naturalną, iż np. na jednego Niemca wypada 6-7 tys. zł. majątku narodowego, a na jednego Polaka tylko 2 tys. zł. – wynik to pracy, jaką wykonał w ciągu pewnego czasu jeden i drugi zespół, a to zależy od profilu duchowego człowieka tj. od ideologii grupy, wyznaczającej postawy gospodarcze „przeciętnej społecznej”. Otóż ten profil duchowy u jednostek znajdujących się w obu ciągach jest ten sam; innymi słowy, istota problemu w ogóle nie jest uświadomiona, dzięki czemu ciąg reformistyczny operuje wśród fikcji i złud. Próbuje rozwiązać zagadnienie w całkowicie urojonej sferze. Im bardziej się to nie udaje, tym bardziej zaciska się tryby, – rośnie antagonizm. Wówczas to wyłaniają się niezliczone, wtórne zjawiska tej przeciwbieżności ciągów, przysłaniając wszystkie inne.
Świat wyobrażeń „przeciętnej społecznej”
Tak więc rzeczywistość społeczna polska składa się jakby z trzech warstw: najgłębiej leży główny nurt, stwarzający właściwy rozwój historyczny narodu – ciąg harmoniczny; na nim leży inna warstwa, stwarzana przez ciąg reformistyczny, będąca niejako skutkiem głównego nurtu, zaś na samej powierzchni polskiego życia, mamy piankę, ogrom zjawisk, powstający ze ścierania się ze sobą nurtów głębiej leżących. Warstwa piany, pokrywa szczelnym płaszczem to co jest głębiej położone, co jest istotne. Taki jest układ faktyczny. Całkiem inny jest świat wyobrażeń, składający się na świadomość polską „przeciętnej społecznej”.
Wszystko to co my nazywamy „polską ideologią grupy” żyje w świadomości przeciętnego Polaka jako świat jego duszy, stanowiąc jego osobowość, „ja”. Zasady światopoglądowe, które wyznaczają „polskość” są równoznaczne z „ja” przeciętnej społecznej. Dzięki temu są czymś tak naturalnym, iż ich się w ogóle nie dostrzega. Jest to zasadnicza przeszkoda w zrozumieniu dotychczasowego wykładu „Zadrugi” dla większości czytelników.
Trudno jest pojąć dla Polaka, iż świat jego duszy tj. „ja”, jest uwarunkowany przez siły, iż może być rozpatrywany jako przedmiot, i co ważniejsze, oceniany zdecydowanie ujemnie. Ponieważ sam do tego nie jest zdolny, więc też wszystko wydaje się mu „oczywiste” i „naturalne”. Zagadnienie „polskiej ideologii grupy” nie istnieje dlań i jest rzeczą niezmiernie trudną przekonać go o tym, iż w ten sposób na życie polskie można patrzeć, i że to ma jakąś doniosłość „praktyczną”.
Nic więc dziwnego, że ciąg harmoniczny, jako zasadniczy, najgłębszy nurt polskiej rzeczywistości jest niedostrzegalny.
Dopiero działania „nożyc potencjałów zewnętrznych”, groza zguby, powoduje dostrzeżenie niektórych zjawisk. Dzięki przeciwbieżności ciągu harmonicznego i reformistycznego, i urazom jakie świat duchowy („ja”) przeciętnej społecznej przy tym doznaje (pokrzywdzenia, korygowane przez ciąg reformistyczny przebiegów ciągu harmonicznego), stają się postrzegalne pewne zakresy zjawisk.
Najbardziej są „oczywiste” zjawiska, będące pochodnymi ścierania się obu ciągów. Powstaje dziwna sytuacja: świadomość polska nasiąknięta jest wyobrażeniami zjawisk społecznych, które są najmniej ważne. To co najbardziej decyduje o polskiej rzeczywistości, to jest najsłabiej uświadamiane. I na odwrót: ima dalej jesteśmy na peryferiach głównego nurtu, wśród jego pochodnych, tym bardziej owe pochodne zjawiska stanowią główną treść umysłu przeciętnego Polaka.
Posłużymy się przykładem: istnieje całkiem pokaźna literatura ekonomiczna, na temat „przerostów etatyzmu”; toż samo tyczy przerostu biurokracji, nepotyzmu itp. Otóż są to zjawiska trzeciorzędne, całkiem pochodne od czegoś, co jest naprawdę ważne, o czym jednak ta sama opinia publiczna właściwie nic nie wie.
Stwierdzić zatem możemy, rzecz niezmiernej wagi: pomiędzy nurtem życia społecznego, a wyobrażeniem o nim, istnieje głęboka rozbieżność. Naród polski jest bezradny wobec samego siebie. Wszystkie działania, dzięki temu, iż spoczywają na założeniach rzeczywistości urojonej są nieskuteczne, jałowe. Dobry znawca anatomii potrafi momentalnie zabić konia jednym ukłuciem szpilki, laik zaś w tej dziedzinie, nawet uzbrojony w łom nie potrafi tego samego dokonać.
Tak ujmują rzecz możemy mówić, o znaczeniu „teorii wewnętrznego rozwoju Polski”.
Teoria rozwoju wewnętrznego Polski od XVII wieku
Zadaniem „teorii rozwoju wewnętrznego Polski” jest usunięcie rozbieżności:
1) pomiędzy życiem społecznym i jego kierunkiem, stwarzanym przez polską ideologię grupy, a
2) utartymi i troskliwie sugerowanymi przez pewne czynniki, zorganizowanymi wyobrażeniami o nim.
Droga jest tylko jedna: poznanie prawdy. Prawda ta jest przerażająca, albowiem wyjaśnia zdumionemu Polakowi, iż te treści duchowe, które mają rzekomo stanowić esencję „polskości”, są tym, co naród prowadzi szlakami degradacji.
Należy więc powiązać te treści duchowe (kultura katolicka i jej odpowiednik w „polskości” – personalizm katolicki) szeregiem ogniw z tym co we współczesnym polskim życiem bije szczególniej w oczy; okaże się bowiem, iż zjawiska przeciw którym opinia nasza buntuje się, są kwiatuszkami wyrosłymi na pniu „ukochanych ideałów i odwiecznych prawd”.
Wyciągnięcie na dzienne światło tych głębokich powiązań, ich sumienne wyjaśnienia, odparcie wszelkich prób ich osłonięcia, zamazania, przemilczenia jest zadaniem „teorii rozwoju wewnętrznego Polski”. Okaże się wówczas zdumiewająca prawidłowość w rozwoju naszej historii od przełomu w drugiej połowie XVI w. Zginą wszystkie „zagadki” naszej historii, uzmysłowimy sobie przykrą prawdę, iż było w niej znacznie mniej „błędów” niż to wmawiano w nas, a znacznie więcej zgodności z siłami faktycznie czynnymi. Przede wszystkim zaś okaże się, iż współczesność polska z jej niesamowitą nędzą moralną i materialną jest czymś całkiem prawidłowym, a wszystkie próby „podźwignięcia” są na fałszywym torze.
Dochodzimy do „pozytywnej” roli „teorii wewnętrznego rozwoju Polski”. Gdy uświadomimy sobie dlaczego obecny stan Polski musi być takim, jakim jest, to wówczas dopiero wyłonić się może pytanie, co jest potrzebne naprawdę by ten stan był inny, odpowiadający pragnieniom.
Mechanizm polskiej ideologii grupy, sprawia, iż sfera zewnętrznego polskiego życia musi ewoluować ku katolickiej harmonii socjalnej. Takie są prawa leżące u podstaw całości, zwanej, ciągiem reformistycznym. Ciąg reformistyczny zaś musi być jałowy w skutkach, gdyż nie narusza ani o jotę motoru stwarzającego naszą rzeczywistość – ideologii grupy a w konsekwencji typu aktywności codziennej milionów Polaków.
Z teorii rozwoju wewnętrznego Polski wynikają właściwe, pozytywne wskazówki: zmianie musi ulec istota polskiej ideologii grupy; na jej miejsce powstać winien nowy typ kulturalny, z własnymi ideami ogólnymi, własnym wyobrażeniem istoty narodu i jego misji. W tej dziedzinie leży środek ciężkości problemu. Jakże daleko jesteśmy od ciągu reformistycznego!
Są to już zagadnienia stojące przed rodzącym się nacjonalizmem polskim, jego rodzimym mitem.
Tak więc pozytywna strona mitu polskiego ściśle przylega do teorii rozwoju wewnętrznego Polski, jest ona dlań jedną z podstawowych przesłanek.
Z. Banasiak (Jan Stachniuk)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz