Akcja prowadzona przez długie wieki nad przemienieniem dzielnego ludu lechickiego w pustelnię „naśladowców Chrystusa”, uwieńczona została całkiem pomyślnym skutkiem. Jeśli bowiem prawdziwy naród, tym się odróżnia od innych murzyńsko-semickich półludków, że posiada zarys planu swej akcji dziejowej, lub jest w stadium niepokoju duchowego, związanego z jej poszukiwaniem, to sprawa ta rysuje się w Polsce rozpaczliwie. Owszem, mamy pewną niepokojącą parodyjkę „misji” narodowej, wyprodukowaną na użytek potomków herosów z epoki saskiej – mesjanizm, „Polska Chrystusem Narodów”.
Do jej powstania znakomicie się przyczynił półżyd, pólpolak, Syjonista i „wieszcz” narodowy Polski w jednej osobie, Adam Mickiewicz.
Czy wogóle wielu z Polaków, chłonąc „ideały” naszej „wielkiej” poezji romantycznej wie, iż A. Mickiewicz był syjonistą?
Znaczenie zorganizowanego poglądu na historię.
Ów mesjanizm staje się dziś na nowo oparciem dla „misji narodu polskiego”. I to jest koszmarne. Naród jest to ciąg pokoleń, ciągła zmiana na posterunku w której biorą udział dziesiątki milionów jednostek. Musi więc istnieć zarys akcji dziejowej, jasny i oczywisty nie tylko dla żyjących milionów, ale i dla tych licznych pokoleń, które nadejdą; w każdej poszczególnej głowie jaśnieć musi wyobrażenie celu, porządkujące jego codzienny tryb życia, nadające sens zabiegom życiowym.
Tak być powinno.
Tak może być, gdy dana grupa jest narodem w naszym Zadrużnym rozumieniu. Może jednak być całkiem inaczej. Istnieje grupa społeczna, zaludniająca pewne terytorium, lecz ideały najwyższe, wyznaczające jej osobowość duchową, zasadzają się na wierze, iż najwyższym celem jest jednostka ludzka, jej dobrostan duchowy, moralny, taki lub inny wegetacyjny ideał personalizmu. Grupa taka nie ma samoistnego bytu, lecz jest tylko sumą autonomicznych jednostek. Wówczas cel społeczeństwa, nie może być inny niż cel jednostki, jak to twierdzi św. Tomasz z Akwinu.
W tym wypadku jakiś plan akcji dziejowej jest zgoła niepotrzebny, lub też spełnia trzeciorzędną rolę jako dodatkowy instrument, ułatwiający niezmąconą wegetację sumie jednostek, nie pozwalając na wykrycie i usunięcie tych sił, któryby, wiecznemu rytmowi rodzących się i bez śladu niknących person, miały zagrozić.
Mit dziejowy jest tu niepotrzebny. Przydać się może natomiast zespół środków będących jego zaprzeczeniem tj. zespół środków, służących do zwalczania sił dziejotwórczych, które chciałyby taki mit stworzyć.
Spójrzmy na historię Polski ostatnich stuleci. Katolicyzm wtłoczył polskie życie w „odwieczne” łożysko wegetacji, w którym przez dwa wieki aż do rozbiorów stało w martwym bezruchu. Gdy sił z zewnątrz ten bezwład zmąciły, gdyśmy stracili niepotrzebną aparaturę państwową, opancerzono się – przed zakusami tych sił, które dążyły do zmiany treści duchowych „polskości” – ideą „mesjanistyczną”. Odrodzenie narodu nastąpić nie mogło. Treści duchowe, wysnute z liryki trawienia pozostały nadal fundamentem „polskości”.
Obecnie, w naszych oczach rozgrywa się wstrząsający akt tragedii narodowej. Bagno wegetacji, chroniąc ów bezwład, wydzieliło z siebie nowy puklerz: ideę obrony cywilizacji chrześcijańskiej. Spełnia ona podwójną rolę: chroni przed siłami dziejotwórczymi, chroni odwieczny bezwład wegetacji, a jednocześnie służy do rozbrajania duchowego jednostek, sugerując, iż zorganizowana negacja twórczości, negacja życia heroicznego jest czymś równoważnym z tymże nurtem twórczości, mitem akcji dziejowej, wyrastającym z heroicznego ustosunkowania się człowieka do bytu.
Punkt wyjścia dziejów i bezdziejów.
Należy zdać sobie sprawę z podstawowych faktów, na których wznosi się życie zbiorowe. W poprzednich numerach „Zadrugi” kilkakrotnie była mowa o tym, iż w człowieku dostrzegamy dwie wyraźne sfery życia. Z jednej strony człowiek jest zwierzęciem, o tych samych cechach, poddany tym samym sprawom, co i reszta ssaków, z drugiej zaś strony jest obdarzony impulsem twórczości, wolą dokonywania przeobrażeń w żywiołach go otaczających i tych, których częścią jest on sam. Pierwszą nazwaliśmy wegetacją, drugą zaś cechę określiliśmy jako wyraz postawy heroicznej wobec bytu.
Postawa wegetatywna jest wspólna całemu życiu organicznemu; przecina ona duchowość człowieka w ten sposób, iż życie uczuciowe i aparat umysłowy jest jakoby czymś niepotrzebnym. Można to sobie wyobrazić w ten sposób, że zakładamy brak w człowieku postawy heroicznej. Zostaje tylko postawa wegetacji, która ciąg pokoleń człowieczych, ich materialne życie zbiorowe uporządkuje w sposób najbardziej odpowiedni. Niezmącone trwanie indywidualnych ciał, swobodny przebieg procesów fizjologicznych stanie się jakby celem samym w sobie. Tak uporządkowane jest życie świata zwierzęcego. Ponieważ człowiek posiada jeszcze życie psychiczne tj. procesy uczuciowe i intelektualne, to w rytmie wegetacji muszą one być dostosowane, uciszone i włączone do ogólnej harmonii. To dostosowanie da nam lirykę wegetacji, lirykę trawienia w takim lub innym systemie kontemplacji. Wgłębianie się w wegetację dać musi zjawisko ucieczki od świata zewnętrznego, materialnego, wrogość doń, niechęć do kontaktu z nim, a więc niechęć do pracy, woli mocy, potęgi, wysiłku itp.
Postawa heroiczna jest przeciwstawieniem tego wszystkiego. Rozsadza ona rytm wegetacji. Aparat psychiczny, zamiast zamierać w liryce trawienia, w dziwach kontemplacji, staje się potężnym narzędziem opanowania żywiołów materialnych, żywiołów składających się na istotę człowieka. Postawa heroiczna ma strzałkę kierunkową wręcz przeciwną niż rytm wegetacji. Człowiek tą postawą opanowany zamiast podporządkowywać się wegetacji, dąży do jej opanowania, do realizacji nurtu wszechpotęgi. Stopniami po których się wznosi jest zobiektywizowana twórczość. To co wydarł z żywiołów materii martwej i żywej, to co z wegetacji w sobie zdusił, przetworzył – jest szczeblem do potęgi, do dalszej twórczości. Każdy zdobyty szczebel to historia, to etap realizacji mitu. Gdy droga zakreślona przez dany nurt dziejowy jest wyczerpana, wówczas trzeba zsumować drogę przebytą, wpatrywać się w mrok przyszłości i rzucać nowe przęsło, nowy most, nowy zarys akcji dziejowej – dla ciągu pokoleń następnych.
Jesteśmy, po tym króciutkim rzucie, w stanie określić różnicę pomiędzy dziejami i bezdziejami, pomiędzy wielkością w dziejach i nicością, ahistorycznością.
Tam, gdzie wola heroizmu, wola twórczości jest zduszona, nie jest normą życia zbiorowego, tam panuje wegetacja, wyobrazić którą możemy sobie w postaci perpetum mobile, wynurzających się i niknących pozornie tylko żywych pokoleń, podobnych do strumienia krwi, płynącego bezszelestnie w zamkniętym błędnym kole. Są to bezdzieje.
Co innego stanowi istotę dziejów. Wola twórczości wgryza się w żywioły, przeistacza je w swoje ramię, w swoje narzędzia. To co jest heroiczne ma w sobie coś boskiego, coś, co swoją potęgę coraz szerszym kołem zakreśla, aż kiedyś cały byt obejmie.
W ten sposób otrzymujemy dwie linie, całkowicie rozbieżne, dwie osie, według których świat może się rozwijać. Jedna linia to bezdzieje, pogoda nieporuszonej, zwierzęcej wegetacji; druga to ciągły morderczy wysiłek, stały niepokój wytężonego ducha człowieka. Rozbieżność pomiędzy tymi liniami, stanowi najbardziej zasadniczy podział światopoglądowy, najbardziej głęboki podział pomiędzy typy ludzkie, kultury, systemy duchowe. Podział ten posiada dziś w Polsce najwyższą aktualność, jest kryterium, które zadecyduje o losach Polski i Słowiańszczyzny.
Odwieczne formy bezdziejów.
Jakież są istotne oznaczniki bezdziejów?
Odpowiedź na to nie jest zbyt łatwa.
Typ cywilizacji wyrastający z postawy wegetacji jest pozornie niejednolity. Trzeba najpierw odrzucić misterną fasadę sztucznie wyjaskrawionych szczegółów, by dostrzec to, co jest wspólne dla wszystkich kultur w czasie i przestrzeni, wywodzących się z postaw wegetatywnych.
Wspólna podstawą tych wszystkich systemów społeczno-kulturalnych jest ujmowanie życia ludzkiego jako czegoś, co jest bez reszty zamknięte w ramach sztywnych praw. Z łatwością zauważyć można, iż podstawy te są jakby odbiciem niezmiennych praw naturalnych, rządzących światem flory i fauny. Zycie rysuje się jako przesączanie kropli cieczy przez ścianę żywiołów. Miliony takich kropelek życia, w postaci indywiduów ludzkich, przesiąkają przez żywioły materii nieorganicznej, a następnie spływają w nicość, by potem rozpocząć znów to samo od początku. Życie ludzkie nie posiada samoistnego sensu, a przymusowa wędrówka przez „doczesność”, przez wrogie żywioły jest ciężkim dopustem, który przebyć należy z największą pokorą i rezygnacją.
System pojęć, jaki może wyrosnąć w kręgu takiego ustosunkowania się do życia, jest na ogół ten sam po wszystkie czasy. Z zasady zawiera on tezę o nikłej wartości życia, o wrogości panującej pomiędzy życiem ludzkim a żywiołami, wśród których musi się ono rozlokować. Do tego dojść musi wiara, iż od doczesności należy jak najbardziej się oddalić, szukać rozwiązań w wymiarach swego „ja”, rezygnacja, uciszenie namiętności i pożądliwości, tendencja ku wypośrodkowaniu złotego środka pomiędzy konieczności korzystania ze świata zewnętrznego i chęci ucieczki odeń.
Gdy wypośrodkujemy ten ideał wegetacji z łatwością zauważymy, iż jest on podstawą wszystkich wielkich systemów religijnych. Ta sama zasada leży u podstaw Buddyzmu, Braminizmu, starego judaizmu i młodego judaizmu (chrześcijaństwa), Konfucjanizmu, Mahometanizmu itp. Różnice istniejące pomiędzy nimi są tylko wyrazem dostosowania się do konkretnych warunków klimatycznych, fizycznych, a przede wszystkim podłoża biologiczno-rasowego. Stwierdzamy więc na tym miejscu, iż łożysko, którym płynie wegetacja, systemy duchowe i kulturalne, które z niej wyrastają są wspólne dla wszystkich ras, każdego czasu i miejsca. Różnice zaś są tylko barwną zasłoną z jaskrawych szczegółów drugorzędnych.
Zasady starego i młodego judaizmu, czyli chrześcijaństwa, są te same, złudne zaś różnice, powstały z konieczności przystosowania się starego judaizmu, do bujnej witalności młodych narodów aryjskich, których nieokiełznana wyobraźnia dodała liczne szczegóły ornamentacyjne do starych prawd wegetacji, zawartych w judejskich ewangeliach.
Stąd to wynika „wieczystość” prawd niezmiennych różnych Buddyzmów, starych i młodych judaizmów. Różnice w sposobie łagodzenia strachu przed nicością, przed nieubłaganą „śmiercią”, są czymś, co najbardziej się rzuca w oczy, aczkolwiek są to już rzeczy nieistotne, wtórne.
Ku teorii mitu.
W przeciwieństwie do wiecznych i bezdziejowych zasad nagiego personalizmu, zasad czystej wegetacji, osładzającej wizją takiego lub innego piekła, albo siódmego nieba po śmierci – postawa heroiczna wobec życia, stwarza najzupełniej różny ciąg rozwojowy. Życie ludzkie nie posiada samoistnej wartości. Jest natomiast olbrzymią, bezcenną wartością przez to, co z siebie dać może. Tylko to, co człowiek stworzył, zobiektyzował, uczynił szczeblem do dalszej twórczości, to posiada wartość, jest dobrem. Nie do pomyślenia jest istnienie człowieka izolowanego. W systemie wegetacji natomiast jednostka swoje najdonioślejsze cele osiągnąć może w pełnej izolacji, w pustelni, na samotnej wyspie (Buddyzm, staro-judaizm, młodo-judaizm i inne).
Postawa heroiczna pcha człowieka ku twórczości, ku władztwu nad żywiołami. Dokonuje się to nie w wyniku odruchowego wybuchu ślepej aktywności, lecz według pewnych linii, linii rozwoju dziejowego. Jednostka jest na posterunku, na którym ktoś przedtem był czynny, i dzieło doprowadził do pewnego punktu, od którego ona ma działać w określony warunkami sposób. Jest to problem mitu, problem planu akcji dziejowej, rozwijającej się, przechodzącej swoje fazy, a więc zmiennej, gdzie o „odwiecznych zasadach” mówić jest rzeczą śmieszną. Jest to ciągłość i zmienność, napięta myśl i wola, wytężenie i przystosowywanie się do logicznie nadążających zmian. Człowiek jest specjalną komórką, spełniającą doniosłe funkcje w milionowym organizmie społecznym, ewoluującym ku swym celom, etapami których jest narastająca moc i potęga.
Gdy naród wkroczy na linię twórczości, na której motorem jest tylko postawa heroicznego ustosunkowania się do bytu, tym samym włączyć się musi rytm historii. Odpaść muszą wszystkie przywileje szczęśliwości gnicia w bezruchu „odwiecznych prawd”.
Plan akcji dziejowej, jako mit, porządkuje wówczas poczynania milionów jednostek w ich szarych zabiegach codziennego życia, wiąże je w celową, harmonijną całość. Tylko wówczas życie indywidualne staje się naraz czymś, co posiada istotną wartość, co każda istota ludzka odczuwa w formie aureoli piękna, opromieniającej każdą chwilę takiego trwania.
W naszym życiu widzimy pełne urzeczywistnianie się zasad wegetacji, tak dobrze znanych z epoki saskiej.
Musimy dziś niezmordowanie montować pierwsze wiązadła polskiego mitu, który stanie się jutro zasadą życiową narodu, po unicestwieniu bagna wegetacji i płazów ludzkich je wypełniających.
Z. Banasiak (Jan Stachniuk)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz