Gatunek ludzki składa się z walczących ze sobą żywiołów rasowych. Wojna ras jest od zarania ludzkości zjawiskiem całkowicie naturalnym, ścierające się odmienności walczą o prawo do istnienia. Myliłby się ten, który obserwując historie dziejów nie dostrzegł w niej walki o przetrwanie i przestrzeń życiową. Słabsi ulegają silniejszym, narody gorzej zorganizowane spychane są na coraz to gorsze pozycje by ostatecznie ulec lepszym i odejść w zapomnienie, w historyczny niebyt. Przyroda uczyniła życie nieustającym procesem walki. Ci, którzy sztucznie, za sprawą fałszywej ułudy religijnej czy zakłamanych wartości chcą uciec od surowej rzeczywistości skazują siebie i swoich bliskich na rozłożoną w czasie zagładę. Jeżeli proces ten dotyka całych narodów lub ras uratować się już tylko można za pomocą głębokich przemian światopoglądowych. Prawa natury nie akceptują funkcjonowania organizmów słabych, skazując je na pastwę drapieżników. Dlatego też potęgowanie świadomości walki o prawo do istnienia w zdrowym organizmie rasowym stanowi sztandarowe zadanie każdej wspólnoty, która stawia sobie za cel wole życia.
Tymczasem współczesność przekarmiona owocami chrześcijańskiego paraliżu instynktu walki, poważnie naraża wszystkie ludy objęte tym schorzeniem na powolny zanik naturalnej kreatywności i żywotności, której efektem stanie się ostateczna zagłada. Tolerancja zmusza nas do akceptacji różnego rodzaju nienaturalnych patologii, pozwala im zaistnieć i rozwijać się, podczas gdy powinny zostać całkowicie wyeliminowane wszelkimi dostępnymi środkami. Nasz rodzimy etos słowiański za sprawą chrześcijaństwa podzielony na sztuczne, ale zwalczające się obozy coraz bardziej zatraca się w rzeczywistości. Miliony naszych braci pełnią niewolniczą służbę obcej ich naturze wierze semickich nomadów. Historia pisze się zgłoskami naszych klęsk i ubezwłasnowolnienia. Nie ma nas na jej kartach, jesteśmy tylko narzędziem w rękach judeochrześcijańskiej straży przybocznej narodu wybranego. Ale czy było tak zawsze? Czy zawsze panowało tak daleko posunięte zwyrodnienie duchowe naszej rasy, do którego zbyt wielu z nas zdążyło przywyknąć, uważając taki stan rzeczy za jak najbardziej normalny?
Trzydzieści wieków temu nad kontynentem europejskim zawisła stal słowiańskiego miecza. Na rozlegle przestrzenie i bory wtargnęły zbrojne zadrugi przepełnione wolą ekspansji, panowania i sławy. Wytężony wysiłek legionów starożytnego Rzymu zdołał pohamować nasz żywioł na granicy Ister i Dunaju. Pod ciosami słowiańskich mieczy padały kolejno Scytia i Sarmacja, runęła w ogniu zacieklej wojny Germania i Galia Transalpińska, podbita została Panonia, Illyria, Tracja i grecki Peloponez – Morea. Słowiańska inwazja pochłonęła Helwecję, Recję, Istrię i Wenecje docierając do zachodniego pobrzeża Iberii w północno-zachodniej Afryce. Do 5-go wieku słowiańska siła dominuje w Europie będąc ciągłym zagrożeniem dla imperium synów wilczycy z nad Tybru. Słowiańskie męstwo i chwała rozchodzą się głębokim echem po całym ówczesnym starożytnym świecie, zmuszając do nieukrywanego respektu legiony Rzymu.
Wyraz temu daje Juliusz Cezar w swych „Wojnach z Gallami” (72–58 r. przed chytrusem) w czasie, których starł się z legendarnym wodzem Słowian Jarowitem–Ariowistem. Opis tego daje Bogusławski: „Szerzone przez Galów wieści o nadzwyczajnym wzroście Snewów (Słewów, Sławów), niezrównanym ich męstwie i zręczności bojowej ogromnym strachem nabawiały Rzymian. Wymyślano różne powody do odjazdu z obozu, odważniejsi nawet nie mogli powstrzymać się od płaczu, lub schroniwszy się do namiotów narzekali na los i nad wspólnym niebezpieczeństwem rozmyślali. Po całym obozie sporządzano testamenty. Upominał Cezar jak mógł, nakazał centurionom zagrzewać do męstwa żołnierzy i ruszył w pochód, ale zbliżywszy się do nieprzyjaciół raz jeszcze próbował wejść z Jarowitem w układy”. W kilka lat później w czasie wyprawy do Germanii: „...posłowie ludów teutońskich upewnili Cezara, że nie myślą wcale walczyć z Rzymianami, albowiem przybyli nie z własnej woli, lecz zmuszeni są szukać siedliska, będąc z ojczyzny wygnanymi przez Suewów, którym nieśmiertelni bogowie nie mogliby w męstwie wyrównać”.
Słowiańska potęga przetrwała upadek Cesarstwa Rzymskiego i jego rozbicie. W sześć stuleci później chrześcijański kronikarz Menandra w swej pracy zatytułowanej „Poselstwa Rzymian do barbarów II, pod r. 576” tak wspomina Sławów: „Cesarz Tyberiusz naprowadził chagana Awarów z Panonii na Słowian półwyspu bałkańskiego. Chagan uczynił to chętnie, gdyż osobistą miał przyczynę do gniewu przeciw ostatnim. Albowiem posłał był do króla Słowian, Dabrity i do tych, którzy przewagę mieli u ludu, nalegając, aby Awarom służyli i w poczet tych się wpisać dali, którzy im (dotychczas) haracz płacili, ale Dabrita i wojewody koło niego będący rzekli: - A któż taki się naraz urodził z ludzi i się ogrzewa promieniami słońca, który sobie naszą chce potęgę podwładną uczynić. Albowiem myśmy zwykli władać cudzą ziemią, ale nikt naszą. A to nam zapewnione jest póki będą wojny i miecze”.
Miecze te zostały złamane przez sojusz dwóch ówczesnych potęg politycznych: cesarstwa bizantyjskiego i Cesarstwa Rzymskiego, czyli spółki germańskiego miecza z papieskim krzyżem, rozpoczynając pochód zniewolenia chrześcijańskiego. Kto dziś pamięta o erze słowiańskiej wolności, latach pełnych naszej dumy i chwały poza naszymi wrogami? Nasz sukces zawdzięczaliśmy zorganizowanym na zasadach dyscypliny i ducha militaryzmu, opartych na gospodarce rolnej, a tym samym samowystarczalnych, rodowych zadrugach, ich etosowi krwi i ziemi. Nieskalanej naturze aryjskiego zdobywcy, która określała ich stosunek do życia. Czy nie czas już na nowo obudzić w Słowiańszczyźnie wole mocy? Wkroczyć na szlak militarnie zorganizowanej wspólnoty narodowej? Budując w sercu Europy Środkowo Wschodniej bastion nowego Imperium, którego pierwszym zadaniem stanie się wyzwolenie duchowe narodów słowiańskich spod ponad tysiącletniego jarzma judeochrześcijańskiej niewoli. Ochrona stanu naszego posiadania, ziemia, którą zamieszkujemy jest żyzna i pełna surowców, gwarantuje zapewnienie rozwoju i przestrzeni życiowej przyszłym pokoleniom naszych potomnych kreując przyszłość w kierunku budowy wielkości i trwałości mocarstwa gospodarczo-demograficznego Słowiańszczyzny.
Czas rozbić od wewnątrz antysłowiański twór Unii Europejskiej, tworząc rzeczywistą, samowystarczalną i niekontrolowaną przez nikogo z zewnątrz siłę Europy. Wiosna ludów słowiańszczyzny da nam wreszcie, po tak długim czasie, realną szansę w grze o uzyskanie politycznej przewagi nad naszymi wrogami, i narzuceniu tym razem swojej woli realiom przyszłej epoki. W ogniu walki nowej burzy dziejowej powstanie gmach naszego triumfu woli, naszego prawdziwego odrodzenia i realnej gospodarczo ekonomicznej siły, gmach oparty na rodzimych, duchowych korzeniach naszego ludu. Świat jest areną walki, w której my Słowianie musimy wreszcie przestać odgrywać rolę narzędzia w obcych rękach, świadomie budząc proces zagłady niezgodnych z interesem naszej rasy szkodliwych nam trucizn społeczno-gospodarczych, kształtując od podstaw oblicze przeciętnego Słowianina w kierunku twórczego budowniczego i politycznego żołnierza, zdolnego do przeżycia w realnym świecie opartym na prawach natury, dostosowując dynamikę naszej rasy do surowej rzeczywistości, która zamazało nam tysiąc lat szkodliwej nam indoktrynacji.
Podstawą przemian jest czynny stosunek jednostki do otoczenia, zgodny z charakterem naszej rasy, który wzmocnimy od wczesnych lat młodości gruntownym wychowaniem w świadomości aryjskiego etosu walki i zwycięstwa, hartując siłę woli, wytrwałość, obowiązkowość i męstwo, przeciwstawiając się zdegenerowanym ideom pacyfistycznego rozkładu i rezygnacji. Wojny wygrywa się dzięki sile charakterów i dążeniu do uzyskania wszelkimi możliwymi sposobami przewagi nad przeciwnikiem, jest ona natężeniem sił sprawczych i wydolnościowych organizmu rasowego. Dlatego też jesteśmy zwolennikami nie tylko hartu ducha, ale i hartu ciała. Wspólnota słowiańska musi zadbać o zdrowie, jakość rasy, wprowadzając w życie prawa eugeniki wykluczające trwale chore i zniewieściale jednostki z obiegu genetycznego organizmu Słowiańskiego, co zwiększy szanse na zwycięstwo naszego żywiołu.
Prawdziwym przeznaczeniem rzeszy słowiańskiej jest dominacja w starzejącej się Europie, mamy realną szansę na nowo tchnąć w nią życie, pisząc nową historię starego kontynentu, zakończyć wieki duchowego niewolnictwa, definitywnie przywracając na nowo najwyższą wartość naszego honoru, chwałę żołnierskiego poświęcenia, w obronie świętych wartości ojczystego kraju, czystości krwi, naszych rodów. Historia zawsze drwiła ze słabych, którzy nie byli w stanie przeciwstawić się niebezpieczeństwom, określając się jako siła. Dziedzictwo wielkości pozostaje tylko po mężnych narodach. Co pozostanie po nas kiedy pozwolimy zabić się chrześcijaństwu? Pogarda wrogów i wstyd potomnych. Imperia rodziły i utrzymywały się kosztem żołnierskiego czynu i kreatywności rozwijających je wspólnot, dlatego też etyka, jaką reprezentuje na dzień dzisiejszy nasza rasa musi przewartościować się w kierunku zgodnym z twardymi prawami natury, musimy stać się narodem żołnierskim, w którym siła zawsze będzie postrzegana w kategoriach dobra a słabość w kategoriach zła. Wola walki o życie i gotowość do poniesienia w imię tej woli ofiar determinuje w nas strategie przeobrażeń i kierunek dalszej ekspansji gwarantujący rozwój kultury rodzimej i jej ofensywę w głąb Europy, co ożywi na nowo zastałe pokłady sil życiowych rasy ariosłowiańskiej.
Darek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz