1. Trzon literatury polskiej
Podobnie jak i inne organy ideomatrycy, literatura jest funkcją samotoku historii. Wyraża ona potrzebę komunikatywności społecznej, rozprowadzenia i wyrównania w zbiorowym umyśle uczuć, postaw i napięć kierunkowych, rodzących się w danej grupie. Sposób, w jaki to czyni, wyznacza gatunki literackie, strukturę formalną dzieł. Od tej też strony przeważnie rozpatruje się literaturę. Znalezienie środków wyrazu pewnego stanu emocjonalnego, tak, by w psychice odbiorcy powstało przeżycie, o które chodzi twórcy, stanowi jądro zjawiska literackiego. Bardziej jednak niż zagadnienia formalnie, interesuje nas emocjonalne podłoże, wyrażeniu którego i rozprowadzeniu służy literatura. W tym podłożu bowiem istnieje wyraźny podział na grawitację ku ewolucji tworzycielskiej świata, lub też ku wspakulturze. Środki artystyczne mogą być używane przez jedan i drugi prąd z jednakim nieomal powodzeniem, dzięki czemu, badając utwory tylko od tej strony, schodzi się na bezdroża klasyfikacji formalnej, obejmującej biegunowo różne rzeczy w tych samych kategoriach literackich.
Chcemy wyodrębnić treści emocjonalne, służące kulturze, od tych, które są jej zaprzeczeniem, pomimo, że instytucja literatury ich nie odróżnia wcale. Brak kryteriów rozświetlających te kwestie spowodował, że kukułcze jajo wspakultury wypełniło sobą instytucję literatury w Polsce, utrwalając się w samotoku naszej historii. Loteratura nadaje kształt, obraz, inaczej mówiąc wyraz dla zestawu emocji, który może być tworzycielski lub wspakulturowy. Nic nam nie wyjaśnia formalna analiza literatury, czy jest ona wiernym odbiciem rzeczywistości, czy też prekursorką czegoś, lub też ucieczką od rzeczywistości. Decydujące natomiast jest, czy wyrasta z gleby wartości tworzycielskich, lub wspakulturowych. Wówczas staje się doniosłą inna funkcja literatury: utrwalanie danego wątku tradycji, formowanie oblicza duchowego pokoleń. W kryteriach formalnych nie znajdziemy rozróżnienia zasad o których mowa i dzięki temu literatura może utrwalać chorobę dziejową, której nikt w ogóle nie dostrzego, pomimo, że biblioteki mogą pękać od nadmiaru krytyk i analiz literackich.
Jak dotychczas rozwój literatury nie był od tej strony kontrolowany. Poezja, powieść, teatr, były otwarte dla wspakultury, gdyż nikt jej nie dostrzegał oprócz tych, którzy widzieli w niej "wzloty ducha", "tendencje głębokiej moralności", "humanizm", itd. "Będąc wielkim odbiciem wewnętrznych przeżyć narodu, poezja zawiera wszystko, co przemyślał on o sobie i o swoim życiu. Tym samym jest ona syntezą jego poglądu na świat i filozofię, ujętą nie w suche formuły naukowe, lecz w kształty proste i łatwe." (Władysław Borowski, "Wychowanie narodowe", wyd. II, Warszawa 1922, s. 41).
Dzięki temu jest potężnym czynnikiem wychowawczym. Zobaczymy teraz w jakim kierunku szło oddziaływanie wychowawcze literatury w Polsce. Wiemy, czym musiała być ta literatura dzięki schrystianizowaniu Polski. Wielkim naszym szczęściem było, że akcja ta w pierwszej fazie nie dała w pełni zamierzonych wyników. To spowodowało, że literatura "...w w. XVI. w sferze religii utrzymywała bądź ogólnoludzkie nadwyznaniowe stanowisko (u Kochanowskiego głównie), bądź też odbijała wierzenia i dążenia antykatolickie." (Bronisław Chlebowski, op. cit., s. 45).
Powtórnie zwycięstwo katolocyzmu przepoiło całą kulturę polską treściami wspakultury. Ona się stała kręgosłupem "polskości", i to już na stałe, bo do dzisiejszego dnia. W procesie katoliczenia nie pominięto i wsi. "Rzecz jasna, że wpływ kościelny zupełnie przekształcił dawne wierzenia; wprowadzono przecież nową wiarę, szczegółowo rozbudowaną wysiłkami stukeci, i głoszono ją jako jedyną, obowiącyjącą." (Jan Bystroń, "Kultura ludowa", Warszawa 1936, s. 167).
Odtąd literatura polska wyraża tylko poruszenia psychiki wspakulturowej. Osobowość bezdziejowa i jej odruchy, oto trzon zainteresowań literackich. Człowiek przeżywający wartości personalizmu, wszechmiłości, moralizmu, spirytualizmu, nihilizmu, w takiej lub innej kolejności, w takim lub innym stężeniu, staje się jedynym tematem. Wszystko, co poza ten krąg odczuwań wybiega, wydaje się tak dziwaczne, odległe i obce, że musi być zepchnięte z areny w mroki zapomnienia. Pochód wspakultury nie zatrzymał się nigdzie. Ogarnął nie tylko świat duchowy warstw wyższych, ale i sięgnął w lud. Tam nawet zadomowiła się ona szczgólnie mocno. Zresztą warstwy ludowe zostały zepchnięte na taki poziom nędzy i wyzysku pańszczyźnianego, że w ich beznadziejnym stanie zrozumienie "prawd" wspakultury było szczególnie ułatwione. Nie szukajmy w ludzie tego czego tam nie ma. Panują tu głęboko wkorzenione schorzenia wspakulturowe. One stonowią trzon tzw. ludowości i sztuki ludowej. Jakże śmieszne są opinie, upatrujące w różnych potworkach twórczości ludowej jakiegoś objawienia nieskażonej psychiki, gdy w rzeczywistości wszystkie jej manifestacje w sztuce są właśnie przejawem świadomie dokonanej infekcji chorobowej.
"Rozwój sztuki ludowej, która ma zresztą przeważnie religijny charakter jest związany bardzo istotnie z działalnością kleru, i to przede wszystkim zakonnego. Klasztory prowadziły akcję pogłębiania życia religijnego i szerzyły pewne dewocje, do którego celu służyło także rozdawnictwo względnie sprzedawanie obrazów czy też figurek świętych, różańców, kropielniczek, opłatków z wytłoczonymi wzorami czy symbolami. (...) były one zawsze z wdzięcznością przyjmowane i przechowywane przez włościan, jako coś świętego i pięknego zarazem. (...) W podobny sposób należy także wyobrazić sobie genezę religijnej rzeźby ludowej." (Jan Bystroń, tamże, s. 193).
Przebieg epidemii wspakulturowej, forsowany prze kościół katolicki, w pewnej chwili osiśgnśł swój cel. Naród polski został rozpięty na rusztowaniu "odwiecznych prawd" w sposób totalny. Równolegle wystąpił inny wynik zasad wspakultury: postępujęcy uwiąd emocjonalny. Im bliżej naczelnej wizji, tym jałowsze napięcie wewnętrzne. Gdy zło innych wierzeń, a szczegłonie postawy konstruktywnej wobec świata jest zwalczone, co jeszcze ma wspakulturowiec do zrobienia? Społeczeństwo przemienione w klasztor jest pobożne, żarliwe w modłach, postach i umartwianiach, korne wobec sług bożych, uzacnia swe ducze; jest doskonałe prawie; grzech rozpasania, wyuzdania, obżarstwa zwalcza pokutą, spowiedzią.
Ze stanowiska kultury widzi się tu upadek, martwotę, spodlenie, nędzę, pogodę duchową karłów. Zaniknąć też musi literatura. Skoro się osiągnęło ideał "ubóstwa duchowego", o czym tu jeszcze pisać, o czym myśleć? Taką też jest nasza epoka saska. Doskonałość moralna, błogość poczucia łaski spokuj wewnętrzny idzie w parze w uwiądem literatury. Nie ma tu też żadnej zagadki, jest natomiast uderzająca prawidłowość.
2. Rozbiory Polski jako bodziec literatury
Błogostan ogólny, panujący w Polsce w epoce saskiej jest zjawiskiem tak starym jak sama wspakultura. Im bliżej "odwiecznych prawd", tym głębszy uwiąd ogólny, tym jałowsza literatura, tym powszechniejsza błogość wolnej od wszystkiego wegetacji, pomimo doskwierającej nędzy. Nie zmienia tego układu rzeczy ruchliwość, niepokój pewnych, nielicznych grup przodowników, oderwanych od podłoża społecznego. I oto w to gnijące bajoro uderza grom rozbiorów. Przez wiele lat usiłuje ogół bronić się przed tym dysonansem, próbuje zanegować jego ważność, lekceważąc skutki, które on ze sobą niesie. Nic z tego nie wychodzi. Zaborcy traktują tereny zajęte jako surowy materiał, z którego chcą budować gmach. Dzięki temu sfera zwenętrzna samotoku polakotolickiego w więc świat brył, czyli ludzie, ich stosunki, ulego przeistoczeniom, które zbiorowa psychika polska odczuwa jako bardzo dotkliwe. Rodzi się więc "odruch spłoszonej błogości". Ogniskuje się więc on wokół kwestii następującej: co należy czynić wobec przykrego faktu upadku politycznego Polski, skoro jednocześnie w duszy narodowej panuje uzasadnione przeświadczenie, że reprezentuje się wszelkie wzniosłości "prawdy" i "dobra", wysnute z absolutu pewnych zasad wspakultury? Badając siebie i swoje podstawy wier4zeniowe, każdy Polak dochodził do stwierdzenia, że punkty jego oparcia - w osobowości wspakulturowej - są czymś niezachwianym, absolutnie pewnym, wytrzymującym wszelkie doświadczenia wewnętrzne. Były to prawdy, na których się opierał samotok polskiej historii. Miały one prowadzić do tryumfu, mocy i potęgi. A tu nagle wszystko kończyło się katastrofą. Zjawiał się nowy problemat, który należało jakoś rozwikłać. Wiemy, że dwie drogi prowadziły do jego rozwiązania, droga kompensacji ujemnej. Pierwsza oznaczałaby rewolucję kulturową; druga zaś wyjaśnić miała sprzeczności pomiędzy doznaniem absolutnej pewności prawdy wewnętrznej, na której opierała się wspakulturowa świadomość polska, a niezaprzeczalnym faktem upadku pałstwa. Przywrócenie zachwianej równowagi moralnej w zbiorowej psychice polskiej, oto ożywszy bodziec, który wywołał wielki ruch umysłowy i zrodził literaturę romantyczną pierwszej połowy XIX w.
Bezproblematyczna jasność świata, tak znamienna dla epoki saskiej, zmącona rozbiorami, domagała się ponownego przywrócenia. Dla każdego umysłu narzucało się pytanie: skoro tak jest dobrze (patrząc w głąb duszy polskiej), to dlaczego tak jest źle, gdy patrzymy na to co się z Polską dzieje. Odpowiedzią na te wątpliwości jest wielka poezja romantyczna, stworzona pr4zez czołowe umysły. Nie powstała ona od razu. Formułowano ją etapami, poprzez bolesne doświadczenia, stopniowo dostosowywując się do zamówienia, które wisiało w atmosferze epoki. A zamówienie to skonkretyzowało się w końcu następująco: w co ma wierzyć i co ma czynić naród, który jest chory, lecz chorobę swoję uważa za wielki skarb i niezwykłe dostojeństwo, gdy jednocześnie skutkiem tej choroby jest słabizna cywilizacyjna, powodująca upadek państwa i odsłonięcie się organizmu narodowego na bolesną ekspansję sąsiadów.
Rozwikłanie tej kwestii spadło na barki literatów. Różnymi drogami kształtowała się ona w ich umysłach, dając w wyniku to wszystko co stanowi treść ruchu umysłowego epoki. Najpierw więc: "w zetknięciu się z Rosją, podczas blisko pięcioletniego pobytu Mickiewicza w głównych ogniskach tego państwa, rozwinęło się w duszy filomaty-poety uświadomienie połośenia narodowego Polski i wiążących się niem zadań..." (Bronisław Chlebowski, op. cit., s. 101).
Jednym z takich rozwiązań była konceocja wallenrodyzmu. Rychło jednak okazuje się jego zwodniczość. Szczególnie jaskrawo wykazała to powstanie listopadowe. Słabsza siła, nawet zbrojna w podstęp, niewiele może zdziałać przeciw mocy znacznie większej. Taka droga nie odpowiadała poza tym pewnym dyspozycjom ogółu polskiego, czuł on bowiem swoją przywagę "moralną" nad "brutalną" siłą i oparcie się tylko na niej uważał za pozbycie się ważkiego atutu "potęgi duchowej" którą promieniał. Krystalizowała się koncepcja przerzutowania kryteriów wspakulturowej "mocy", "prawdy" i "dobra" na płaszczyznę polityki. To będzie wielkie olśnienie.
Mamy tu punkt wyjścia polskiej literatury, która, rozwkławszy ten problemat w duchu mesjanizmu, stała się szczególnie skutecznym narzędziem utrwalania kukułczego pisklęcia wspakultury w samotoku polskiej historii. Mesjanizm Mickiewicza, Towiańskiego znalazł godnych następców także w wieku XX: "Poprzestawanie na głoszeniu hasłaćwangelii w polityce jest w naszych czasach zbytecznym odkrywaniem prochu; żaden bowiem chrześcijanin nie wątpi już o prawdzie twgo hasła. (...) ...niechajże każdy wyznawca "Kościoła św. Jana" poświęca w miarę możności czas i trud wytaniu: Jak się zorganizować, ażeby wprowadzić etykę chrześcijańską do życia publicznego?" (Feliks Koneczny, op. cit., t. II, s. 290).
3. Główny nurt literatury polskiej
Literatura romantyczna epoki wieszczów nie zajmuje się zawiłościami duszy ludzkiej. Dusza polska jest to psychika wspakulturowa, która w gwałtowny sposób została pozbawiona naturalnego oparcia we własnej organizacji społeczno-państwowej. Inaczej mówięc pisklę, które wylęgło się z kukułczego jaja wspakultury i na dobre się zadomowiło w obcym gnieździe, przystosowując je do własnych potrzeb, czuło się już całkiem dobrze. Żyło sobie od początku pasożytniczo i myślało, że pasożytować będzie stale. I oto nagle to gniazdko rozwaliło się. Śnieg, zawieja, mróz grozi pisklęciu wspakultury zgubą; trzeba ogarnąć nową sytuację i czyni to romantyzm polski. Jest on odruchem obronnym chronicznie niedołężnego pisklęcia w niedobrym świecie po wypadnięciu w przytulnego gniazdka państwowości polskiej. Romartyzm usiłuje przystosować bezdziejową duszę polską do przetrwania we wrogim świecie, uruchamiając środki obronne takie, na jakie było go stać.
Niewątpliwie, stykamy się tu z kwestią mającą pewien aspekt ogólnoludzki. Z niezwykłą dokładnością realizowane przez kościół "katolickie państwo narodu polskiego" zostało slikwidowane i "civitas Dei" stało się czymś mocno ułomnym, bo pozbawionym organizacji państwowej, ale pomimo to pragnącym trwać nie zmieniając przy tym swoich zasad. Uchować kaleki naród, mający w swym rdzeniu polipa, i to tak, by jednocześnie jego struktura nie uległa zmianom - oto niezwykłe zadanie, które spadło na wodzów narodu. Nie było to na razie zadanie polityczne lub organizacyjne. Chodziło tu raczej o to by pobudzić i utwierdzić wiarę w dostojność wsrtości wyznawanych przez naród; potrzebne było uświadomienie sobie w pełni, na czym polega ich istota, po to, by uzasadniwszy je, wyrzutowań te wartości jako wzniosły cel ogólny, mający obowiązywać wszystkich; w dalszej kolejności miała był wytyczona droga realizacji tej misji.
Naród czuł, że reprezentuje coś głęboko odrębnego od tego wszystkiego, co wiąże się z rozmachem twórczym człowieka, z dynamiką dążeń, pozytywnymi celami, sprawną organizacją, silnym państwem, techmidą, nauką, itd. Czuł swoją inność i przeciwieństwo w stosunku do twórczego dynamizmu dziewiętnastowiecznej Europy. Tym treściom należało dać wyraz zgodny z okolicznościami historii. Intuicyjnie wszyscy czuli, że sformułowane na nowo, rysować się będą one jako cele programowe "nowej" epoki chrześcijaństwa. Polsce tym samym przypaść musi rola przedownicza. Ramieniem wykomawczym tego dzieła "odnowy moralnej" ludzkości, wybawienia jej z pęt rozkiełzanego postępu materialnego misi być oczywiście chrześcijaństwo, ale z pwenymi zmianami. Zmiany te wiązały się z nowym sprecyzowaniem istoty "ducha", spirytualizmu. I w końcu trzeba było rozwinść teorię narodu, jako ostatniego ogniwa realizacyjnego. Oto cały program, który został rozwinięty przez romantyzm polski, jego filozofię i literaturę. Problematyka kukułczego jaja wspakultury i jego pisklęcia występuje tu przypadkowo w szecie historycznego prądu europejskiego, zwanego romantyzmem; o tyle też tylko jest to romantyczne.
"Logika rozwoju romantyzmu polskiego, skoro tylko zrozumie się jego założenia, - jest niezmiernie prosta. Jest on aktem wiary w duchu narodu, samoutwierdzeniem w duchu narodu, któremu brakło oczywistości fizycznej. (...) Spór pomiędzy romantykami i klasykami był w swych najgłębszych, nieuświadomionych jacno uwarstwowieniach duchowych czymś więcej, niż zderzeniem dwóch odmiennych kierunków literackich. Zasada: "miej serce i patrzaj w serce" występowała jako postawy świadomości i historiozofii narodowej. (...)
By móc żyć, by móc pisać, musiał Mickiewicz zrozumieć, - czem Polska żyła i dlaczego żyć ma, musiał zrozumieć Polskę jako Słowo i z tego Słowa czerpać całą moc." (Stanisław Brzozowski, "Filozofia romantyzmu polskiego", Lwów 1924, ss. 22-25).
Widzimy tu marsz szlakiem kompensacji ujemnej. Samotok polakatolicki i jego trzon emoclonalny nie może być kwestionowany. Zło tkwi na zewnątrz. "Gdy Polska stanie się dla nas jednoznacznikiem wszelkiego dobra i czystości: nie zaginie. Bo wyrzec się jej, znaczyłoby to: wyrzec się siebie. Dlatego to źródłem życia i mocy narodu jest idea narodowa, to jest to dobro, ta wartość, te zadania, dla stworzenia których naród jest powołany (...) W głębi sumienia więc odnaleźć można tylko Polskę - i to jest jedność narodowa. Poza sumieniem Polaków nie ma Polski. Zakryta więc jest dla wszystkich, którzy czystości wewnętrznej, zgody z samym sobą nie zachowują. To jest punkt widzenia Mickiewicza." (Stanisław Brzozowski, tamże, s. 27).
Tylko w tym nurcie czucia i myślenia mogły się złączyć w jedną kategorię mesjanizmu tak różne indywidualności jak Mickiewicz, Słowacki, Goszczyński, Cieszkowski, Norwid, i inni. Wszystkich ich łączył problemat bytu "bezpaństwa katolickiego narodu polskiego".
"Mickiewicz w czystości duchowej odnajdywa niewzruszoną posadę życia narodowego, Słowacki dawał zachwycone widzenia Polski żywej i żyjącej w Słowie. Od początku swej twórczości jest on, jak nikt, poetą aureoli, tęczy, blasku. (...) Mickiewicz głosił: jest tylko czystość i czystość tylko nie zawodzi. Odnaleźć w sobie czy w rzeczy jakiejś jej czystość, jej niezmierną wartość moralną, jest to siebie i tę rzecz utrwalić, ugruntować na wieki. Słowacki jest już radością odzyskanej czystości. Mickiewicz jest dorabianiem się, wysiłkiem, skupieniem." (Stanisław Brzozowski, tamże, ss. 28-29).
Ktoś, kto chce oprzeć się o ducha narodu, musi rychło dojść do stwierdzenia, że korzenie tego ducha wywodzą się z "matki naszej kościoła Chrystusowego". Żałosne to odkrycie robią wszyscy po kolei, zbuntowani nawet. "Pogłębienie religijności i umocnienie katolicyzmu dokonało się w duszy Mickiewicza już w Rzymie r. 1830 i wyraziło się w jego ówczesnych lirykach religijnych. Po r. 1831 wśród wychodźców, którzy w czasie pobytu we Francji stali się początkowo wyznawcami zasad Saint-Simona lub wolnomyślicielami, wystąpiło rozbudzenie religijne, powrót do katolicyzmu, który wraz z Mickiewiczem uznali za podstawę odrodzenia moralnego i narodowego. Zawiązawszy koło "Braci zjednoczenia" dla wspólnych ćwiczeń religijnych, zgodnie z zasadami urządzonego życia, dali oni wspólny początek nowemu zakonowi, "Zmartwychwstańców", zatwierdzonemu przez papieża, dotąd istniejącemu." (Bronisław Chlebowski, op. cit., ss. 123-124).
Można już przewidzieć kierunek rozwojowy myśli "wieszczów". Przekonuje nas o tym treść "Pierwszych Wieków Historii Polskiej" napisanych przez Mickiewicza, którycz nie zaparłby się nawet tępy a pobożny proboszcz: "Podług nauki chrześcijańskiej człowiek, uwiedziony przez ducha Bogu przeciwstawnego, upadł w błąd i nieszczęście. Odtąd świat stał się demonem poprawy, a raczej ludzki w ogólności; równie jak pojedyńczy człowiek, nie może odzyskać dawnego szczęścia, tylko wrazając do stanu niewinności. Ale człowiek zaćmiony błędem, osadzony w więzieniu i zostający pod mocą złego, nie może oswobodzić się własnym rozumem i siłą. Bóg czuwał nad nim i uczył go podaniami, a potam objawieniem..." (Adam Mickiewicz, "Dzieła" Wydanie Narodowe, Warszawa 1949/1955, t. 7, s. 39).
Mamy więc tu uświadomienie sobie, czym jest duch "polski", co jest jego istotą. "Teraz ukazuje się nam prawdziwe znaczenie romantyzmu polskiego: jest on dopełnieniem i uświadonieniem Polski samej. W twórczości swych poetów Polskia dochodziła do zrozumienia siebie samej, jako mocy dziejowej, - dochodziła do zrozumienia posłannictwa swego." (Stanisław Brzozowski, op. cit., s. 53).
Posłannictwo Polski, to szlachetna misja upowszechnienia w zbłąkacym świecie "prawd", które ona w sobie nosi. "Jeśli tedy polska ma wszelkie warunki, by wielkich czynów przyszłych dokonań - i jeśli przy tym dzieje wskazują, że ludzkość stoi w przededniu nowych wypadków, to nasuwać się musi myśl, że w tych wypadkach Polsce ma przypaść rola stanowcza.
Jakie to wypadki? Autor Legendy— i przyjaciel Cieszkowskiego już je wskazywał; już zaznaczał - podobnie jak Towiański i Mickiewicz - że chodzi o dopełnienie religii, o nową epokę chrystianizmu." (Juliusz Kleiner, "Zygmunt Krasiński - Dzieje Myśli", Lwów 1912, s. 21).
Innymi słowy - chodzi o rozprzestrzenianie i utrwalenie zasad wspakultury. Wymaga to czynu. Chrześcijaństwa czynu.
"Towiański wskazywał obowiązek poddawania zasad i teorii naszych ogniowej próbie realizacji, przynosił nakaz osobistej pracy jednostki nad sobą, głosił konieczność czynu w duchu, duszy i ciele—" (Stanisław Cywiński, "Romantyzm a mesjanizm", Wilno 1914, s. 35).
Nie można wówczas pominąć określenia stosunku do kościoła katolickiego. "Spomiędzy cech dalszych, odróżniających mesjanizm od romantyzmu, na czoło wysuwa się jego zdeklarowane ztanowisko religijne, ściśle: katolicyzm, który jest Dalszą składową integralną częścią mesjanizmu. Wiemy, co prawda, Ze Towiański i Mickiewicz przemyśliwali prze czas pewien, w trakcie swarów ze Zmartwychwstańcami, o stworzenie osobnej, niezależnej od kościoła katolickiego "kaplicy", lecz było to tylko chwilowe zbrukanie logicznej i psychologicznej konsekwencji założeń mesjanistycznych brużdżącymi wciąż jeszcze reminiscencjami romantyczno-protestanckimi, i jako upadek traktowali to ostatecznie oni sami. Katolicyzm staje się dla nich wreszcie tym, czym jest dla nas wszystkich: przez Boga człowiekowi danym zakonem pracy globowej." (Stanisław Cywiński, tamże, s. 40).
Pobudzony upadkiem państwa ruch umysłów przeistacza się więc w ubożuchną problematykę kościelną. Naćuropę, w tym czasie budującą z mozołem nowoczesną strukturę techniczno-gospodarczą, patrzą nasi romantycy z politowaniem. Stąd też "Rola dziejowa Kościoła Katolickiego - wedle mesjanistów - nie tylko nie została ukończona, lecz w większej mierze należy jeszcze do przyszłości. Do tego wniosku doprowadziła ich świadomość konieczności nowego wybuchu czucia religijnego, któreby odrodziło wyjałowioną ludzkość." (Stanisław Cywiński, tamże, s. 43).
Rozumiemy na tej podstawie okrzyk Mickiewicza zawarty w liście do Czartoryskiego: "Kocham wolność jak życie, Ojczyznę - nad życie, a nad Ojczyznę religię moją świętą katolicką."
Dalsze ogniwo idei romantyzmu jest łatwe do określenia. "Mesjanizm uświadamiają sobie konieczność oparcia nowych form postępowania na głębiej uzasadnionych podstawach filozoficznych, które starają się wznosić w duchu konsekwentnego spirytualizmu, wychodząc z założenia, iż "wszystko przez ducha i dla ducha stwożone jest, a nic dla cielesnego celu nie istnieje", co sformułował tak przede wszystkim Cieszkowski w r. 1838, a potem Towiański, Krasiński i Słowacki." (Stanisław Cywiński, tamże, s. 45).
Dzieje się zaś to wszystko przez ciąg pokoleć, złączonych jedną ideą, a więc przez naród. Naród jest pniem, na którym zaszczepia się prawdy wspakultury, by one mogły wieczyście trwać nawet wówczas, gdy dzięki nim pień narodowy mocno marnieje. Naród tak spreparowany, jest narodem mesjanistyczym, "Chrystusem narodów". Doń się stosują zasady personalizmu, wszechmiłości, moralizmu, nihilizmu, itd.
Koncepcję romantyzmu o takiej treści rozwijają dalej filozofowie. Każdy produkt umysłowyćuropy jest spożytkowany jako opakowanie dla tej samej idei. Wiemy, jak został spreparoawny Hegel. Nie potrzebujemy wymieniać plejady filozofów, którzy tworzyli z zapałem "filozofię narodową". Nowsze prądy umysłowe na Zachodzie wywołują przesilenie, polegające na tym, że romantyczną koncepcję służby ojczyźnie za pomocą czynu "w duchu" zastępuje się tym, co przynosi pozytywizm. Zbawienie Polski to organiczna praca. Cel ostateczny pozostaje bez zmian. O jakiejś konsekwencji, któraby prowadziła do istotnych przewartościowań, nie było mowy. Przyjmowano gotowe układy myśli, wypracowane przez samotok kapitalizmu, technicyzmu, scientyzmu, i godzono je z samotokiem polakatolickim. Nazywało się to pozytywizmem. Nie był on na gruncie polskim żadną nową filozofią, lecz raczej prądem literackim, w nowy sposób interpretującym treść patriotyzmu, dostosowując go do danych historycznych okoliczności: "Reakcja wystąpiła przeciw romantyzmowi w najistotniejszej jego dziedzinie, by go zdetronizować na korzyść powszedniego utylitaryzmu. Pierwszą ofiarą musiał paść ten, którego popularność jest i długo jeszcze w Polsce pozostanie miarą odczucia poezji i lotów duchowych: J. Słowacki. (...) Zapanowała estetyka trzeźwości, zdrowego rozsądku, wzgardy dla fantazji." (Wilhelm Feldman, "Współczesna literatura polska", Wyd. VIII, Kraków 1930, ss. 14 i 15).
Nowe opakowania w modne desenie dla tych samych treści wyznaczają oblicze "Młodej Polski" kierunki naturalizmu, impresjonizmu, parnasizmu, neoromantyzmu, neoklasycyzmu, itd. Jak zauważa Ignacy Fik "Wszystkie wyżej scharakteryzowane kierunki mają wspólną podstawę, którą jest negatywny stosunek do rzeczywistości społecznej." ("Rodowód społeczny w literaturze Polskiej, Kraków 1946, s. 99).
Negatywny stosunek do rzeczywistości społecznej, którą jest ekspansja kapitalizmu, technicyzmu, budzącego się socjalizmu, jest wytłumaczalny tym, że ośrodek wartości, wokół którego skupia swą uwagę Polska Literatura, jest poza tym wszystkim. Są to regiony wspakultury. Nie łatwo stąd przejść na płaszczyznę historii i sił budujących kulturę. Ilustruje to reakcja Reymonta. Reymont "Jest mieszaniną szlachcica, mieszczanina i chłopa, stopionych w całkowicie aspołeczny, za to mocny biologicznie żywioł. Takimi też są jego bohaterzy bez względu na to, do jakiej klasy społecznej należą. (...) Negatywnie również jest ustosunkowany Reymont do "ziemi obiecanej", którą stanowi przymysłowa Łódź. Nienawidzi wielkiego miasta i świata kapitału, wrogość ta nie jest jednak uzasadniona światopoglądem społecznym, ale wynika z pewnych nastawień emocjonalnych. Wielkie miasto jest dla Reymonto środowiskiem zepsucia i rozpasanych instynktów. (...) Przedstawiając piekło Łodzi, wywołać pragnie Reymony sugestię, że nie ma tam miejsca dla Polaków, narodu szlachetnego, rycerskiego i sielskiego. (...) ...wskazał Reymont, gdzie jest świat, w którym znaleźć można prawdziwe zdrowie moralne i psychiczne. - Jest nim wieś." (Ignacy Fik, tamże, ss. 101, 102).
4. Literatura w Drugiej Rzeczypospolitej
Odbudowa państwa niepodległego w 1918 r. kładzie kres misjom poprawieczy moralności świata przez ukrzyżowaną Polskę. Skoro odpadł atrybut doskonałości - cierpienie uciemiężonej ojczyzny, zwiędnąć musiały wszystkie problemy z tym związane. Cały romantyzm stracił żywość kolorów, a jego dorobez zaczął spełniać jedyną rolę: utrwalacza tradycji, poprzez wychowanie szkolne. Wieszczowie i ich produkcja literacka stała się narzędziem kaleczenia młodych rocznikóe, wdrażania ich w zawiłości wspakulturowego doznawania świata. Zadania te literatura romantyczna spełnia znakomicie. Wobec rozjaśnienia się horyzontów, nic już nie gwałciło samotoku polakatolickiego. Harmonijny uwiąd wszystkich dziedzim, a więc i literatury, był tego potwierdzeniem. Psychika bezdziejowego polakatolika, wierzącego czy też zlaicyzowanego, pozostała sam na sam w pogodnym świecie. Odtąd rozpoczęło się "wolne" życie literatury, wolnej od drażniącego zagadnienia, które zrodziło romantyzm, pozytywizm polski, itd. Niektórzy ktochę obawiali się tej wolności, czując, że obnaży ona nicość polskiego stosunku do życia. Wkrótce też ukazało się ubóstwo stylizowane kalekiej psychiki zbiorowej. Stylizowano je rozmaicie, czerpiąc formę wyrazu z prądów europejskich.
Najlepszym wyrazicielem "ducha polskiego" w II Rzeczypospolitej, czołowym wyrazicielem tego, co nurtowało w psychice zbiorowej, jest Kasprowicz. Pomimo, że życie jego w znacznej mierze należy do okresu niewoli, swoję twórczością wyrażał on Polskę niepodległą. Cóż stanowi jego cechę wyróżniającą? Kasprowicz w sposób bezpośredni, otwarty, wyraża postawę wobec bytu, która jest właściwa madom polskim. Wyszukanymi środkami poezji opiewa po kolei poszczególne pierwiastki wspakultury. Biedził się całe życie, nim dobrnął do ich najbardziej czystej postaci, po tom by je następnie opisać wierszem. Kasprowicz - to poeta wspakultury. Oczywiście dla milionów Polaków jest on objawicielem głębokich "prawd moralnych" i fundamentów bytu, które leżą u podstaw polskiej duszy zbiorowej i wierzeń ludu. Jak dla każdego dobrego wspakulturowca, tak i dla Kasprowicza "Wieczne zło jest faktem, świat jest dualistyczny: dobro i zło są elementami nawzajem się warunkującymi. Bóg wygnał człowieka z raju, a zabłąkana dusza pada w ramiona czyhającego nań Szatana, który kusi człowieka wizją potęgi i pełni. (...) Zmniejszyć cierpienie i zło można jedynie przez pokorne poddanie się Bogu, miłość i pielęgnację własnej duszy. (...) Sam uspokojony daje rady: Nie czyń się nie sił—, Twoim czynem siąść na kamieniu i rozmawiać z Bogiem—." (Ignacy Fik, tamże, s. 104).
Kasprowicz dąży do cichego szczęścia personalizmu i wszechmiłości, jako wolności od wszystkiego, przez bramę moralizmu. Wyrwanie się z orbity kultury powoduje zerwanie wszystkich transmisji woli tworzycielskiej, stąd w duszy dekadenta automatycznie rodzi się poczucie kosmicznego rozstroju, cierpienia, niepotrzebności i upadku, i chęć ucieczki w zaświaty. Ustaje proces spełniania się posłannictwa człowieczego, a dla intuicji, tęskniącej już tylko do szczęścia fizjologicznego, resztki rozerwanej aparatury tworzycielskiej rysują się jako dokuczliwe, bolące kikuty. Mamy tu wloty do moralizmu, spirytualizmu, i na marginesie ukazujący się nihilizm. Oto jak to ujmuje gorący apologeta i herold "objawień moralnych" Kasprowicza, Konrad Górski: "Cała twórczość Kasprowicza w przeciągu 12 lat od załamania się młodzieńczej wiary w człowieka aż do epoki napisania pierwszych "Hymnów" osnuta jest skutkiem tego na kilku szczegółowych tematach, których można by wymienić pięć. Pierwszym jest stwierdzenie moralnego upadku człowieka. (...) Poeta dostrzega istnienie jakiegoś rozdźwięku między ciałem i duszą, powodującego, że nasycenie pożądań cielesnych budzi bym większą tęsknotę metafizyczną. Następstwem tej zmiany pojęć jest trzeci główny temat ówczesnej twórczości Kasprowicza - nawrót do biblijnego mitu o wygnaniu duszy ludzkiej z raju. (...) Nieustanne krążeniedookoła problemu moralnej degeneracji człowieka prowadzi poetę do czwartego tematu, a mianowicie do niepokojącej zagadki psychologicznej, jaką przedstawia historyczna postać Chrystusa." (Artykuł pt. "Śladem cierpień ludzkości", ARKONA Nr. 1/2 za listopad-grudzień 1945 r.)
Do tych prawd, zawartych w każdym katechizmie dla pobożnych dziatek, przedzierał się Kasprowicz przez całe życie, przełamując opory nabytej kultury wykształcenia. Nie wiadomo tylko, po co się aż tak męczył, usiłując był niewiadomo którym z rzędu Kolumbem lądu wspakultury. Wszak w koło mamy sformułowania istoty wspakultury bardzo precyzyjne, wykończone od wielu wysiącleci, i od tysiąca lat wdrażane w psychikę polską. Inni dekadenci twierdzą, że był to wkład "ludowości" do kultury polskiej. I tak: "Kasprowicz wnosi element ducha ludowego literatury właśnie w tej epoce, gdy rodzi się wśród warstw inteligencji tęsknota do ludu, gdy programem społeczno-narodowym staje się zbliżenie do niego, oparcie o drzemiące w nim wartości." (Stefan Kołaczkowski, "Twórczość Jana Kasprowicza", Kraków 1924, s. 2).
Objawienie Chrystusowe sprzed dwóch tysięcy lat, że "świat wszystek w złym jest pogrążony" (I List św. Jana, 5, 19) - raz jeszcze obwieszcza Kasprowicz natchnionym wierszen. W twórczości tej "nad wszystkim góruje przeświadczenie natury na wskroś religijno-etycznej, o niezmiernej potędze zła, o zatracie zagrażającej przez nie światu. Dlatego też nastrój grozy i pustki otaczającej duszę..." (Stefan Kołaczkowski, tamże, s. 53).
Tak wysokie stężenie nastrojów wspakulltury należy jednak do wybitnych dzieł literackich. Większość autorów tak daleko nie sięga. Stąd też przeważa raczej ton łagodnego zwątpienia, poczucie braku kierunku, lubowanie się w drgnieniach emocjonalnych psychiki, która chronicznie znajduje się poza burtą historii. Literatura polska pomiędzy pierwszą i drugą wojną światową jest martwa, do niczego nie dąży, nic nie wskazuje, nie jest apelem o coś. Grzebanie się w mrocznych zakamarkach niepotrzebności, zwrócenie się ku przeszłości, subtelne bawienie się środkami wyrazu, - oto nurt twórczości artystyczno-literackiej lat 1918-1939. Są oczywiście wyjątki. I one też napawają nadzieją, że przyszłość będzie lepszą niż to, co już było.
5. O rewolucyjne przyistoczenie literatury polskiej
Utrwalone w literaturze oblicze duchowe narodu działa asymilująco na umysły następnych pokoleń, a oprucz tego zmusza ją do rozwijania tego samego wątku. Wiemy, jakie treści w ten sposób zapewniają sobie trwanie. Wystarczy wskazać na rolę w tym Sienkiewicza. "Przez niego żyje w formie artystycznie skończonej, aż do czasów naszych saska epoka naszej historii." (Stanisław Brzozowski, "Współczesna powieść polska", Stanisławów 1907, s. 75).
To samo dotyczy całej naszej spuścizny literackiej. Chcemy z tym skończyć. Stawiamy sobie jako zadanie rewolucyjne przeistoczenie literatury polskiej. Polega ono nie tylko na tym, by przerwać wychowawcze oddziaływanie wzorów przeszłości, zawartych w dziełach literackich; chodzi przede wszystkim o stworzenie nowego, rewolucyjnego wątku literatury, pozbawionej obciążeń wspakulturowych. Do głosu muszą dojść tworzycielskie motywy człowieka, dotychczas sławione przemożną masą wrogiej tradycji bezdziejów. Sedno rzeczy leży we właściwych kryteriach. "Umiejętne korzystanie z historycznego dorobku literatury jest nieodzownym warunkiem mocnego, bezbłędnego, a zwłaszcza racjonalnego przebiegu postępu." (Ignacy Fik, op. cit., s. 13).
Radykalna rewizja historycznej spuścizny w literaturze powinna: a) zdecydowanie zniszczyć poważne zakresy, b) część usunąć na bok i c) resztę przystosować do nowego układu, zmieniając jej strukturę. Nieomylną linią krientacyjną jest wiedza o istocie wspakultury. Kukułcze jajo wspakultury musi być wyrzucone poza nawias literatury polskiej. Konsekwentne stosowanie tego kryterium określa podstawy rewizji. Jasne jest, że dzieła literackie, zbyt przesiąknięte znanymi "wartościami", muszą być likwidowane, zepchnięte w nicość. Nie znaczy to, że ma się je zniszczyć fizycznie, spalić z taką czy inną pompą. Skazanie na nicość osiąga się poprzez zastosowanie właściwej, tworzycielskiej oceny. Wykazać nędzę moralną wspakultury i dzieł, które jej służą, oświetlić ich niszczące działanie, utrącić aparaty wpływania na umysły, oto wszystko. Liczne kategorie dzieł są neutralne. Nie odgrywają one zresztą nigdzie większej roli. Są jeszcze utwory, nadające się do wypełniania jakiejś funkcji w literaturze, po ospowiednich poprawkach w ich strukturze.
Literatura bez kręgosłupa wspakulturowego błdzie rewolucyjną nowością. Jasne, że jej odbiorcami i czytelnikami nie będą kręgi przeżarte już przez wspakulturę. Nowy wątek literatury musi więc być instytucją rozwijającą się na marginesie starego układu historyczno-społecznego, skazanego na powolne zamieranie. Podobnie jak i gdzie indziej, podkreślamy tu, że sama negacja jest tylko połową problemu. Tworzyć można tylko w oparciu się o coś pozytywnego. Tak więc miejsce zajmowane przez wspakulturę winno być wypełnione inną treścią. Treścią tą mogą być tylko motywy i bodźce osobowości bohaterskiej. Żywe siły samotoku historii, zepchnięte dotąd w ślepy labirynt wspakultury, znajdą wówczas właściwe łożysko, wyrazem czego będzie bujny rozkwit twórczości literackiej.
6. Problemat języka polskiego
W języku polskim jak w zwierciadle odbija się samotok polakatolicki. Pamiętajmy, że samotok polakatolicki jest wykładnikiem odwrócenia energii życiowej narodu od posłannictwa człowieka, poprzez skierowanie jej w bezwyjściowy labirynt wspakultury. Tym asmym odrzucone zostały i potępione narzędzia, które służą forsowaniu procesów kultury. Należą te narzędzia do wzgardzonej marności świata, do której "godziwy" człowiek nie przywiązuje wagi. Otóż jedny, z takich sprawnych narzędzi, i to podstawowych, jest język, o ile oczywiście jest giętki, dyspozycyjny w stosunku do myśli, wgryzającej się w pole żywiołów. Człowiek pracuje w społeczeństwie, operuje narzędziami, którymi ono dysponuje. Postęp kultury, to zdobywanie nowych terenów, to kroczenie w nieznane. Marsz w nieznane polega na włączeniu nowych problematów w siatkę pojęć, obrazów, słów już znanych. Jaśli odkrywam coś, to znaczy rzecz nową, nieznaną, ogarniam ją siecią pojęć i obrazów już znanych. Dzięki temu tylko rozrasta się obszar znanego, opanowanego świata ludzkiego. Ale tym samym zakładamy, że zapas pojęć, idei, słów, który posiadamy, musi być tak giętki, by twórca, badacz, zwykły człowiek mógł go bez trudu używać. Język spełnia swoje zadanie jako narzędzie twórcze postępu kultury wówczas, gdy jest instrumentem łatwym w użyciu, pozwalającym z małym nakładem energii psychicznej ogarnąć i określić nowe sytuacje, rzeczy, problemy, zjawiska.
Otóż język polski tej właściwości nie posiada. Nie należy się dziwić temu. Jest on organem społecznym. Jeśli całe społeczeństwo od paru wieków zeszło ze szlaków kultury, musiały zamrzeć funkcje nie spełniane, albo wręcz lekceważone. Język polski jest takim, jakim jest naród. Wobez zamarcia narodu, pogrążenia się w niżu cywilizacyjnym, nie mogły się rozwinąć organy, związane z ewolucją we wręcz przeciwnym, a poniechanym kierunku. Narody rozwijająca się mają język giętki, żywotny, o wysoko rozwiniętych zdolnościach słowotwórczych.
Tych właściwości brak w naszym języku. Jest on bardzo bogaty w słownictwo służące do obrazowania życia toczącego się w samotoku wegetowania mijających pokoleń. Bogactwo językowe jest nader pokaźne, gdy będziemu obracali się w kolisku spraw miłości, jedzenia, zmartwień codziennych, strumienia stanów psychicznych, płynących przez jaźń żyjącą w niezmiennym kołowrocie narodzin, dojrzewania, starości i śmierci człowieka. W dziedzinie doznań osobowości bezdziejowej, drgnień jej psychiki, słownictwo jest przepyszne. Poruszenia "wrażliwej"duszy mają do dyspozycji specyficzną giętkość słowa, pod względem pieszczotliwości niedoścignioną. W żadnym chyba języku nie można tworzyć tyle odmian zdrobniałych w odniesieniu do rzeczy służących jakiejś konsumpcji lub przyjemności. Gdzie jest język, który miałby tyle czułych i tkliwych nazw, swobodnie tworzonych, dla określenia zwykłego alkohollu: wóda, wódka, wódeczka, wódzia, wódziunia, wódziuchna, itd.
Nie ma tej giętkości tam, gdzie chodzi o tworzenie nowych całkowicie słów. Rozwój techniki, organizacji, postęp nauk przyrodniczych, społecznych, systemów teoretycznych, napotyka w języku polskim na ogromny opór. Myślimy rzeczownikami, gdyż umysł nasz jest w strukturze swej geometrą i matematykiem. Próby tworzenia nawych pojęć, słów, dla określenia nowych sytuacji, w języku polskim zderzają się z trudnościami bardzo wielkimi. Język polski nie jest tu sprawny, wręcz przeciwnie - wybitnie ciężki, oporny. Piszący te słowa, tnąc wiele tradycyjnych zagadnień według nowych linii, na każdym kroku łamał się z trudnościami. Jadynym wyjściem było nieraz tworzenie neologizmów, gdyż dłużyzna opisowych określeń była nie do zniesienia.
Reakcja typowego polskiego inteligenta na te sprawy potwierdza wywody, które tu przytaczamy. Panuje powszechne przekonanie, że jącyk polski jest bardzo sprawnym narzędziem pracy myślowej, z tym jednak zastrzeżeniem, że neologizmów należy unikać. Nowych pojęć wprowadzać nie należy, gdyż są one czymś rażącym dla skostniałego umysłu polskiego. Natomiasst słowotwórstwo w języku polskim bardzo jest ograniczone. Słowem: martwota i bezruch jest prawem, a kto wychyla się poza to prawo, popełnia czyn brzydki. Wobec sztywności języka, jak to ktoś powiedział - jego "nieteoretyczności" - nie można wyrażać nowych pojęć, lub też jest to połączone z wielkim wysiłkiem. Znalezienie formy słownej dla nowych treści jest tak trudne, że wymaga specjalnej pracy i dużego wysiłku. W tych warunkach wysiłek myślowy, o ile jest on twórczy, znaczną część energii zużywa na pokonanie sztywności języka. Polak-myśliciel jest zawsze w gorszej sytuacji niż Niemiec lub Anglik, który od społeczeństwa otrzymuje lepszy i wydajniejszy w użyciu sprzęt językowy. Dla umysłów polskich, będących odlewami samotoku polakatolickiego, bez różnicy poziomów umysłowych, sprawy te przedstawiają się wręcz inaczej. Nie przemówi do nich argument, że obfitość form językowych używanych w potocznym życiu, jak to wzmiankowaliśmy z "wódziunią", wcale nie świadczy o żywotności języka. Dzikie plemiona indian nad Amazonką mają bogactwo form czasowników niepojęte: mogą oznaczać funkcje, np. "idziemy" dla dla dwóch, trzech, czterech, pięciu i sześciu osób, i to wtenczas, gdy języki europejskie ograniczają się do liczby pojedyńczej i liczby mnogiej.
Język winien stać się wydajnym narzędziem pracy myślowej społeczeństwa. Nie należy się spodziewać, by to się stało drogą jakiejś ewolucji. W sklerozie są zakute umysły szaraków, inteligentów i członków Akademii Umiejętności. Rozsadzić sklerozę języka polskiego może tylko rewolucyjna inwencja poszczególnych jednostek, odrzucających wszystkie więzy tradycji. Nowa, rewolucjonizująca zasada winna uczynić język gibkim, wydajnym instrumentem pracy myślowej. Nowy styl języka będzie dobrem awangardowej grupy i jej tylko będzie służył, gdyż reszta, zgodnie ze swą naturą, może tylko sprzeciwiać się postępowi w tej dziedzinie, jak i w każdej innej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz